Lionel Abate był tym zawodnikiem, który niemal tradycyjnie już dokonywał egzekucji na rzecz IV-ligowych rezerw Podbeskidzia. Kameruńczyk po upływie pół godziny gry celował dokładnie ze stałych fragmentów – rzutu wolnego i karnego, czym zapewnił swojej drużynie konkretną przewagę. – Nie była ona też przypadkowa, bo wyraźnie dominowaliśmy, a przeciwnik właściwie nam wcale nie zagrażał – zaznacza Adrian Olecki, szkoleniowiec bielszczan.
 


Tym większe było zaskoczenie z przebiegu drugiej połowy na „Górce”. Błyskawicznie po zmianie stron ekipa z Rybnika postarała się o trafienie kontaktowe, przy którym gościom dopisał łut szczęścia. Nie ma to jednak najmniejszego znaczenia w kontekście dalszego przebiegu potyczki po myśli ROW-u. Gospodarzom zaś los ewidentnie już nie sprzyjał. Fakty są bezsporne – gol przeciwnika z kontry na 2:2, kontuzja Tomasza Górkiewicza rozbijająca defensywę Podbeskidzia II, zmiana ustawienia poniekąd z konieczności, zmarnowana „setka” Abate po dobrym podaniu Jana Borka... Wreszcie też powtórnie kapitulował Maksymilian Manikowski, w tym po uderzeniu „z wapna” Jana Janika, na które sędzia wskazał po przewinieniu Michała Batelta. „11” ustaliła wynik meczu, nieco wcześniej zespół ROW-u napędzany przez doświadczonego Marka Krotofila, autora 2 goli, po raz pierwszy zdobył prowadzenie.

– Przy problemach kadrowych, z jakimi się borykaliśmy, zupełnie nie daliśmy sobie rady po przerwie. Choć wcale przegrać nie musieliśmy zważając na przebieg meczu – dodaje Olecki.