Sam nie wiem, kto wymyślił te słowa o sportowej świętej wojnie. Sport to rywalizacja, do wojny jeszcze daleko. No chyba, że w sportowej potyczce uczestniczą dwa lokalne zespoły. Wtedy mówimy święta wojna. Tak było, jest i będzie. Choć obowiązuje zasada: przyjaciół szukaj blisko, a od wrogów się dystansuj, to jednak ona w sporcie zupełnie nie obowiązuje. Przykłady? Nie trzeba daleko szukać. Mamy tu w Bielsku-Białej.

wojtulewski Bo delikatnie mówiąc nie przepadają za sobą kibice BBTS-u, którego dziś niejako reprezentuje TS Podbeskidzie i sympatycy BKS-u. W sport jest wpisana rywalizacja. To jest główne jądro sportu i kibicowanie jakiemuś zespołowi, miłość do niego to żadna nowość. Nic w tym nie ma niewłaściwego. Bo w sporcie, w rywalizacji, trochę tego „pieprzu” zawsze się przyda. To nie żaden wymysł dzisiejszych czasów i to nie są żadne anomalia, jak niektóre media chcą to przedstawiać. Tak było już wiele lat temu.

Spotkania piłkarskich zespołów BBTS-u i BKS-u zawsze elektryzowały całe miasto. A w czasach przed II wojną światową miały charakter polityczny. BBSV był klubem i ośrodkiem niemieckich wpływów w naszym regionie. Zaś BKS, usadowiony w Białej Krakowskiej, skupiał głównie młodzież z polskich rodzin. Dopiero w 1935 roku mniejszość niemiecka przegrała wybory do zarządu BBSV i klub został przemianowany w BBTS. Ale mecze między BBTS a BKS wciąż wywoływały ogromne emocje. Tak jest i do dziś, ale nie m tu żadnych problemów narodowych czy też politycznych. Postawa wielu sportowców BBTS-u, jak i BKS-u może być przykładem patriotycznego zaangażowania dla młodych ludzi.

Ale szczęście kibiców jest zmienne i nie zawsze zależy od wyników meczów drużyny – częstszych zwycięstw niż porażek czy klasy rozgrywkowej w jakiej zespół uczestniczy. Kochać i miłować można i zespoły z Ekstraklasy, jak i te grające znacznie niżej. Tak się dzieje. Powiem, że to jest piękne, ta wspaniała ślepa miłość do swojej drużyny. Lubię rywalizację kibiców na trybunach, głośny doping dla swoich zespołów. To rozbudza ogromne emocje w różnych miastach. Bielsko-Biała: BBTS-BKS, Kraków: Wisła-Cracovia, Warszawa: Polonia-Legia, Trójmiasto: Arka-Lechia itd. itp. Przykładów można podać bez liku. Bowiem każde miasto – te małe i te duże – choćby miały tylko dwa kluby, to mają swoją świętą wojnę.

A wiecie, jaka jest motywacja tych lokalnych świętych wojen? Możecie przegrać z każdym, ale z lokalnym rywalem musicie wygrać. Takie hasła głosi się i mnie to też wcale nie dziwi. Różne są konstelacje i układy kibicowskie. Sympatie są zadziwiające, a mechanizmy, które mają na to wpływ są mi nie znane. Jest to nawet i ciekawe. Ale każdy kibić w Polsce wie, że Legia Warszawa trzyma z Zagłębiem Sosnowiec i BKS-em Bielsko-Biała. To futboliści. Kibice siatkówki BKS zaprzyjaźnieni są z Dąbrową Górniczą. Aż miło patrzeć, jak wspaniale wspomagają swoje zespoły kibicując wspólnie na trybunie. Mam wielki szacunek dla kibiców BKS za wspaniały wspólny doping z fanami z Dąbrowy Górniczej. I to dla obu zespołów. Było to wzruszające. Wzór do naśladowania. Niestety, niektóre media zniekształcają wizerunek kibiców, obraźliwie nazywając ich kibolami, a wiele grup sympatyków prezentuje znane akcenty patriotyczne tak potrzebne dla młodych ludzi. Przed rozpoczynającym się właśnie sezonem kibice różnych klubów odbyli też pielgrzymkę na Jasną Górę w intencji swoich zespołów. Każdy ma w swoim kibicowskim sercu święte wojny. Bo rywalizacja odbywa się na sportowej arenie, a po meczu darzymy się szacunkiem i uznaniem. Myślicie, że przesadzam? Może trochę tak. Bo to kibicowanie bliskie ideału. Ale z takimi rzeczami się często spotykam. Dla mnie święte wojny były w meczach siatkarek BKS-u i AZS-u Białystok. Przez 7 lat w ekstraklasie rozegrały te zespoły 14 meczów. 12 razy górą był bialski BKS, 2 razy siatkarki z Białegostoku. Komu kibicowałem w tych meczach? Zawsze kibicuję drużynie słabszej, licząc na niespodziankę, bo jak mówi klasyk – serce mam po lewej stronie.

Uwielbiam pierwszomajowe święte wojny w Bielsku-Białej, które odbyły się już kilka razy, a naprzeciw siebie stają drużyny oldbojów BKS i BBTS. Sami moi koledzy i przyjaciele. Serce mam rozdarte, ale lubię wszystkich. Mam swoich ulubionych piłkarzy. Jednym z nich jest znakomity wychowanek Budowlanych, później wiele lat grający w BKS i TS Podbeskidzie, Piotr Czak. Jego osoba jest przykładem poświęcenia całego życia sportowego dla obu klubów. Ma wielkie wsparcie w swojej rodzinie – małżonce Adzie, córce i synu Łukaszu. Dziś z wielkim zaangażowaniem i powodzeniem pracuje dla dobra TS Podbeskidzie jako kierownik drużyny. Swoje sportowe święte wojny mają moje Bielskie Orły. Bardzo przyjaźnimy się z piłkarzami Zagłębia Sosnowiec, drużyną Wilkowic i Orłami Zaolzia. Rywalizujemy na boisku. a po meczu wykazujemy wzajemną sympatię i szacunek... Przypominam to wszystko o atmosferze piłkarskich spotkań, bo właśnie ruszyła Ekstraklasa piłkarska. Pierwsze koty za płoty lub pierwsze śliwki robaczywki, jak mawiał klasyk. Podbeskidzie pokazało góralski charakter i mimo gry w osłabieniu wygrało na ciężkim terenie w Bełchatowie. Brawo Górale!

A dla mnie następna święta wojna, na którą już się nie mogę doczekać, będzie końcem marca, gdy do Bielska-Białej, do Górali z Podbeskidzia, przyjadą białostockie Żubry z Jagiellonii. Emocje, zaangażowanie w piłkę nożną jest po prostu piękne. A sportowa święta wojna to jest to, co wszyscy uwielbiamy. Rozpoczęliśmy piłkarską wiosnę. Futbolowa bomba poszła w górę. Czego życzę piłkarzom z mojego miasta? Góralom pierwszej „8”, BKS-owi i Rekordowi awansu do II ligi, a wszystkim kibicom Bielska-Białej i całego regionu wspaniałych emocji futbolowych we wszystkich klasach rozgrywkowych oraz wszystkich meczach. Szczególnie w świętych wojnach.

Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski