Podbeskidzie zatrudniło w letniej przerwie jedenastu piłkarzy. Więcej transferów od bielszczan w naszej lidze prawdopodobnie zrealizowała tylko Lechia Gdańsk. Ale przecież możliwości ekonomiczne i infrastrukturalne w nadmorskim klubie to zupełnie inny wymiar. Jednak i tak liczba zawodników, którzy pojawili się w Bielsku-Białej może robić wrażenie. Pytanie tylko, czy dobre?

iwanow_big Mamy któreś z kolei okno transferowe, a w zespole „Górali” wciąż grają ci sami zawodnicy, którzy przez ostatnie dwa sezony ratowali ligę. Latem odeszli co prawda Dariusz Łatka, Błażej Telichowski i Fabian Pawela, ale na pierwszy mecz z Pogonią w podstawowym składzie wyszło jedynie dwóch nowych ludzi. A w zasadzie jeden, bo Roberta Demjana nie sposób nazwać „nowym” w drużynie. W pierwszej jedenastce mamy więc samych „starych, dobrych znajomych” i... Wojciecha Trochima. Były pomocnik Kolejarza Stróże nie wyszedł już jednak na drugą połowę. To nie był jego dzień. Pewnie trochę zjadła go ekstraklasowa trema. Poza tym nie jest to chłopak, który będzie w stanie pociągnąć drużynę na tak zwanej „dziesiątce”. Piłkarze o większych umiejętnościach „połamali” sobie na tej pozycji zęby, także w Bielsku-Białej. Ile podań Trochim wymienił z Demjanem? Zbyt wielu nie zauważyłem. Sam Robert też nie był specjalnie widoczny. Nieco więcej „pod grą” był po przerwie, ale za wiele z tego nie wynikało. Nie mam do niego pretensji, bo trafił do klubu późno i nie jest jeszcze właściwie przygotowany. Dlatego w poprzednim felietonie wyraziłem opinię, że nie powinien wychodzić na boisko w pierwszym składzie. Nawet najlepszy piłkarz nie będąc we właściwej dyspozycji, w większości przypadków nie będzie w stanie pomóc kolegom. Kilka „zastawek”, dobrych przyjęć, parę mądrych podań, wywalczony rzut rożny, po którym Bartłomiej Konieczny zdobył pierwszą bramkę. To wszystko, co Demjan dał w piątek drużynie. Ale doprawdy ciężko było od niego wymagać więcej.

Na zmianę weszli dwaj kolejni nowi zawodnicy: Sylwester Patejuk i Artur Lenartowski. Ten pierwszy też do końca nie jest nowy, ale okay. Nie było go dwa lata pod Klimczokiem, więc przerwę miał dłuższą niż „Demi”. Ale i tak – jak zwykle – najwięcej pozytywów dało pojawienie się na murawie jednego z najlepszych jokerów polskiej ligi, Piotra Malinowskiego. Do powracającego w Beskidy ze Śląska Wrocław Patejuka można wykonać „kopiuj-wklej” z oceny Demjana. Umiejętności ma spore, widziałem je już podczas sparingu z Sandecją w Rybniku, ale też zaczął przygotowania później niż wszyscy. Czas będzie jego sprzymierzeńcem. Artur Lenartowski grał krótko, ale i tak „wyróżnił” się tym, że nie „pokrył” Macieja Dąbrowskiego przy wyrównującej bramce. Jak sądzę pojawił się na placu jako odpowiedź na wejście wysokiego stopera Pogoni, który miał dokładnie takie zadanie, jakie idealnie wypełnił. Wykorzystać swój wzrost i świetną grę głową – typowo wyspiarska zagrywka grającego przecież wiele lat w Zjednoczonym Królestwie Dariusza Wdowczyka – środkowy obrońca albo defensywny pomocnik w roli napastnika. „Kaka” ma przecież 192 cm, wyższy od niego w zespole „Górali” jest tylko Konieczny. Dąbrowskiemu nikt nie przeszkadzał...

Od początku tygodnia czytam, że Podbeskidzie mogą wzmocnić Maciej Korzym i Pavol Stano, których Leszek Ojrzyński zna świetnie z Korony Kielce. Piłkarze numer dwanaście i trzynaście w tym oknie? Wiem, że mogą być za darmo, jak wszyscy pozyskani wcześniej,  ale każdemu trzeba przecież płacić, nie mówiąc już o prowizjach menedżerskich. Zaczynam się bać, co czeka nas dalej, bo umowy podpisywać można jeszcze do końca wakacji. A budżet chyba nie jest w tym sezonie wyższy niż przed rokiem? I jeśli letnie transfery mają tak pomóc drużynie, jak Mikołaj Lebedyński, Charles Nwaogu, Michal Mravec, Ladislav Rybansky, Wojciech Szymanek czy Rudolf Urban, to zaczynam się martwić o zespół Podbeskidzia.