
Strajk sędziów i... dwa kosztowne błędy?
Długo nie mogli złapać odpowiedniego rytmu zawodnicy Borów Pietrzykowice we wczorajszym meczu z LKS-em Pogórze.
Spotkanie w Pietrzykowicach odbyło się z 15-minutowym opóźnieniem, które było spowodowane strajkiem sędziów. Przechodząc do sportowych kwestii, warto odnotować, że premierowa połowa rywalizacji była niezwykle wyrównana. - Z postawy drużyny w pierwszej połowie mogę być jak najbardziej zadowolony, ponieważ byliśmy równorzędnym przeciwnikiem dla Borów. Bramkę straciliśmy po bardzo prostym błędzie - zauważa Łukasz Strach, trener gości, mając na uwadze trafienie Adriana Dobiji z 34. minuty.
Zespół przyjezdny starał się utrzymywać przy piłce, ale miał problemy, by stworzyć realne zagrożenie rywalowi. Liczne uderzenia zza 16. metra nie miały prawa zaskoczyć Sławomira Raczka. Gol dający wyrównanie mógł natomiast paść z rzutu karnego, lecz... przy "powaleniach" na ziemię Michała Czakona i Mateusza Ruckiego gwizdek arbitra milczał. - W moim odczuciu, i nie tylko, co najmniej jeden rzut karny był ewidentny - podkreśla Strach.
- Do 80. minuty mecz był na styku. Nie zagraliśmy wielkiego spotkania, ale w końcówce nasza przewaga była absolutna. Dlatego wygraliśmy zasłużenie - podsumował Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec Borów Pietrzykowice.
Gospodarze w 81. minucie podwyższyli swoje prowadzenie za sprawą Rafała Duraja, który właściwie spożytkował przytomne podanie Gabriela Duraja. Wkrótce na listę strzelców wpisali się również Jakub Pępek i Michał Motyka. Kapitan Borów końcowy rezultat ustalił uderzeniem głową.