Najaktywniejszy w szeregach Pasjonata Wojciech Sadlok był tym piłkarzem, który w premierowej połowie meczu w Studzienicach usiłował zadbać o korzystny stan z punktu widzenia gości. Nie było to jednak dostatecznie dużo, bo w 32. minucie piłkarze LKS-u wyszli na prowadzenie, choć gol wcale uznany zostać nie musiał. Dankowiczanie domagali się odgwizdania spalonego. – Bramka padła trochę z przypadku, ale też i była następstwem naszej niefrasobliwości w obronie. Niewiele dobrego można zresztą powiedzieć o tej części meczu w naszym wykonaniu – opowiada Artur Bieroński, szkoleniowiec reprezentanta podokręgu bielskiego.
 



Podobnie, jak kilka dni temu zespół z Dankowic znów brylował po zmianie stron. W 58. minucie Pasjonat wyrównał – po faulu na Sadloku sprawiedliwość wymierzył z 11. metrów Błażej Cięciel. Ten sam piłkarz wpisał się na listę strzelców w minucie 70. Ofensywnemu pomocnik dograł rezerwowy Bartłomiej Gołąb, a pomimo ostrego kąta Cięciel na golkipera LKS-u znalazł sposób. Gospodarze chcieli za wszelką cenę odrobić dystans, ale mogli (powinni!) zapłacić za to surową cenę. Po dwakroć w obliczu bramkarza studzieniczan wysoko nad poprzeczką uderzał po wejściach z prawego skrzydła Cięciel, a równie klarowną sytuację zaprzepaścił Krzysztof Łaciak.

Owe niedostatki w ofensywie zostały pokarane w 90. minucie. Napierający na finiszu rywale w zamieszaniu w „16” zaskoczyli Dominika Krausa. – Żałujemy, że nie dobiliśmy przeciwnika, bo końcówka meczu byłaby zapewne znacznie spokojniejsza – przyznaje Bieroński.