Piotr Szymala w STREFIE WYWIADU: karate to pasja... i praca
Kolejnym gościem Strefy Wywiadu był Piotr Szymala, człowiek którego pasją i sposobem na życie jest karate. Z naszym gościem, który jest czynnym zawodnikiem, prezesem Klubu Sportowego Shindo oraz trenerem reprezentacji Polski, spotkaliśmy się na cieszyńskim rynku. Z Piotrem Szymalą rozmawiał Krzysztof Biłka.
Sportowebeskidy.pl: - Prozaicznie na początek. Dlaczego karate?
Piotr Szymala: - Zawsze fascynowały mnie sztuki walki. W czasach, w których zaczynałem treningi, czyli w latach 80., w pobliżu Cieszyna były dwa kluby, był problem z tym, aby się gdzieś dostać. Od dziecka ciągnęło mnie do sportu, do różnych dyscyplin. Fascynacja karate pojawiła się wraz z obejrzeniem „Wejścia Smoka” z Brucem Lee w roli głównej. Wtedy wiedziałem, że kiedyś rozpocznę treningi. Rozpocząłem, wchłonęło mnie to i podążałem drogą samuraja. Stopniowo dążyłem do celu, którym jest perfekcja ciała, umysłu i techniki.
Sportowebeskidy.pl: - Można powiedzieć, że karate to coś więcej niż sztuka walki, coś więcej niż sport. To sposób życia, pewna filozofia życia.
P.Sz.: - Tak, ale karate się zmienia, karate się zmieniło. Teraz często najważniejszy jest aspekt stricte sportowy, zwyciężanie, zdobywanie medali. Zapomina się o korzeniach, o całej otoczce tej sztuki walki. Kiedyś nie było turniejów, trenowało się dla siebie, po to by dojść do perfekcji. Znam ludzi, którzy nie zboczyli z tej ścieżki, którzy nie rywalizują o trofea. Najważniejsze w karate jest dążenie do wspomnianej perfekcji. Karate to nie tylko trening ciała, ale także umysłu. Pojawiła się rywalizacja, medale, turnieje, od tego nie uciekniemy. Sportowebeskidy.pl: - Jest pan prezesem i trenerem klubu Shindo Cieszyn. Wśród młodzieży jest zainteresowanie uprawianiem karate? Konkurencja jest duża, przede wszystkim w postaci bardzo medialnych ostatnio walk MMA, gal KSW itd.
P.Sz.: - Jest i zawsze będzie. Sztuki walki zawsze pociągały młodzież. MMA jest teraz na topie, jest w telewizji. Myślę, że każdy wybiera to co lubi. Karate, judo, kickboxing, wybór jest duży. Treningi w naszym klubie zaczynają dzieci w wieku 5 lat. Ważne jest to, że rodzicom nie zależy na tym, by ich dziecko zostało mistrzem Polski czy mistrzem świata. Liczy się wychowanie psychofizyczne. Po okresie kilku miesięcy rodzice często przychodzą do nas i dziękują. Zauważają bowiem zmiany w zachowaniu dziecka, które jest spokojniejsze, słucha dorosłych. Gdy padnie jakieś hasło typu sensei, czyli mistrz, stoją niemal na baczność. Rodzice sobie to chwalą. W moim klubie staramy się przykładać uwagę do dyscypliny. W Shindo kładziemy nacisk przede wszystkim na to, żeby zawodnik miał czysty umysł, potrafił się wyciszyć.
Sportowebeskidy.pl: - Jako zawodnik wygrał pan praktycznie wszystko. Liczne medale mistrzostw świata i Europy mówią same za siebie. Skąd pan czerpie motywację do dalszych treningów?
P.Sz.: - Motywacją zawsze było dążenie do perfekcji, a co za tym idzie, do zwycięstw w poważnych zawodach. Do reprezentacji Polski dostałem się w wieku 31 lat, co w dzisiejszych czasach jest rzadkością. Teraz do kadry awansują przede wszystkim młodzi zawodnicy. Musiałem pracować trzy razy mocniej od innych, żeby zasłużyć sobie na ten zaszczyt. Znalazłem się w reprezentacji i pokazałem na co mnie stać. Zdobyłem dla Polski wiele medali, jako zawodnik wygrałem praktycznie wszystko. Zrealizowałem swoje założenia. Mało tego, zrobiłem to w podwójnej roli. Zdobywałem medale mistrzostw świata, Europy i Polski jako zawodnik, będąc równocześnie trenerem. Moi podopieczni również sięgali po medale. Nieskromnie mogę powiedzieć, że w podwójnej roli spisałem się bardzo dobrze. W drodze do sukcesów zaliczyłem wiele porażek, które mnie wzmacniały. Kilka razy leciałem na drugi koniec Europy i odpadałem w pierwszej rundzie turnieju. Wówczas wracałem do treningów podwójnie zmotywowany.
Sportowebeskidy.pl: - Jak pan radzi sobie ze wszystkimi obowiązkami. Zawodnik, reprezentant Polski, trener w klubie Shindo, prezes tego klubu, trener reprezentacji Polski. Doba ma wystarczającą ilość godzin?
P.Sz.: - Mam znakomity zespół ludzi w klubie, którzy mi pomagają. To są zawodnicy i ich rodzice. Kilka lat temu byłem praktycznie sam. Pomagał mi brat i dwie osoby, było wówczas ciężko. Teraz jest zupełnie inaczej. Ludzie bezinteresownie angażują się w życie klubu, są otwarci na każdą propozycję. Dzięki ich pomocy klub się rozwija. Organizujemy turnieje, obozy, realizujemy projekty unijne. To są poważne wyzwania, które wymagają poświęceń. Jeśli chodzi o mnie, robię to co lubię, więc nie mam z tym żadnego problemu. Karate to maja pasja i praca.
Sportowebeskidy.pl: - Jako trener reprezentacji Polski kata uczestniczy pan w międzynarodowych zawodach rangi mistrzowskiej. Jak pan ocenia poziom polskiego karate?
P.Sz.: - Poziom zawsze był wysoki, ale niestety stanęliśmy w miejscu. Kluby zagraniczne poszły do przodu. Powinnyśmy czerpać wiedzę od doświadczonych zawodników i trenerów, otwierać się na wiedzę i pomysły innych. Niestety u nas jest trend na „zamykanie się”, na myślenie, że ja wiem najlepiej. Wraz z zawodnikami z mojego klubu staramy się często jeździć za granice, uczestniczyć w turniejach, podpatrywać, rozmawiać. Ważne jest także to, aby rozpoczynać pracę z młodzieżą jak najwcześniej. U nas często przygotowania rozpoczynają się zbyt późno. Sportowebeskidy.pl: - Kata i kumite – dla niewtajemniczonych brzmi tajemniczo.
P.Sz.: - Kata jest to forma pokazywania ustalonych technik. Podczas występu należy zaprezentować zaplanowany układ. W gimnastyce artystycznej są układy dowolne i obowiązkowe, w kata jest podobnie. Liczy się dynamika i precyzja wykonania. Wielu krytyków twierdzi, że to nie ma nic wspólnego ze sztukami walki, a to wcale nie jest takie łatwe. Kata to nie jest machanie w powietrzu, ale forma przygotowań do walki, wszystkie techniki wykonuje się w ten sam sposób jak podczas kumite, czyli walki.
Sportowebeskidy.pl: - Sporo pan w karate osiągnął. Żałować można, że nie jest to dyscyplina olimpijska, co trochę dziwi, bo zdecydowanie mniej popularne taekwondo na igrzyskach jest.
P.Sz.: - Zgadza się. Cały czas lobbujemy na rzecz wprowadzenie karate do programu igrzysk. Sporo w karate przez to się zmienia. Wprowadzono m.in. różnorakie ochraniacze w kumite, specyficzne nazewnictwo i przepisy sędziowskie podobne do tych z taekwondo. Szanse były duże. Niewiele brakowało, a w 2020 roku karate zadebiutowałoby na olimpiadzie. Głosów poparcia było sporo, ale czegoś zabrakło.
Sportowebeskidy.pl: - Jak wygląda treningowa rozpiska zawodnika uprawiającego karate?
P.Sz.: - Lato i zima to okresy przygotowania ogólnego. Wówczas poświęcamy czas na przygotowanie siłowe, kondycyjne, uprawiamy inne dyscypliny sportowe. Natomiast jesień i wiosna to okresy startowe. Kiedyś turnieje odbywały się dwa razy w roku. Obecnie organizuje się ich bardzo dużo. Tak na dobra sprawę, co weekend można wziąć udział w turniejowych zmaganiach. Pomiędzy zawodami nie można „szaleć”. Organizm musi być odpowiednio przygotowany, ale także wypoczęty. W okresie startowy skupiamy się podczas treningów na technice i taktyce. W naszym klubie wprowadziliśmy także spotkania z psychologiem. Zauważyłem, że to bardzo pomaga. Zawodnik może być super przygotowany do zawodów pod względem fizyczny, ale to co jest w głowie, jest najważniejsze.
Sportowebeskidy.pl: - Dziękuję za rozmowę.
P.Sz.: - Dziękuję.