– Mecz idealnie się dla nas ułożył, więc można powiedzieć bez większej przesady, że zdominowaliśmy go od początku aż do samego końca – zaznacza na wstępie Michał Pszczółka, grający trener Tempa, które w niedzielę dla rywala z Wisły nie miało żadnej litości.

Głównym aktorem premierowego kwadransa spotkania był Tomasz Stasiak. Napastnik wicelidera „okręgówki” już w 3. minucie wylądował na liście strzelców, wieńcząc przytomne dogranie Dawida Okraski. W 12. minucie gospodarze wybornie skontrowali egzekwujących kornera wiślan. Stasiakowi przyszło na finiszu dokończyć solową akcję Rafała Adamka. A skoro o aktywnym pomocniku drużyny z Puńcowa mowa, to w 26. minucie uprzedził głową Wojciecha Woźniczkę, kierując piłkę wprost do „sieci”. Świetną połowę faworyta potyczki zwieńczył zaś Jakub Legierski, co odebrało przyjezdnym ochotę do walki i realną szansę, by w Puńcowie cokolwiek wskórać.

W przerwie szkoleniowiec Tempa dokonał licznych zmian w składzie. Te nie osłabiły impetu miejscowych. Ledwie kwadransa potrzebowali Dariusz Dziadek oraz Legierski, by licznik goli własnego zespołu „wykręcić” do cyfry 7. Po nieco ponad godzinie szeregi WSS zostały przetrzebione wobec „cegły” w następstwie nadmiaru żółtych kartek dla Dawida Mazurka. Nie mogło pozostać to bez konsekwencji. W 88. minucie Szymon Chmiel po indywidualnej szarży wycofał akcję do Mateusza Szustera, który do opuszczonej bramki wiślan dopełnił dzieła niedzielnej „demolki”.

Ekipa z Wisły, która nie zawitała na dzisiejszy mecz w optymalnym składzie, była w istocie bezradna. Rezultat można i jednak w jakiejś mierze uznać za nazbyt dla niej druzgocący. O honorowe trafienia mogli pokusić się choćby strzelający niecelnie – z linii „16” Artur Adamczyk czy lobujący po przerwie głową Zbigniewa Huczałę pomocnik WSS Szymon Woźniczka.