Nietrudno było wskazać faworyta spotkania, wszak gospodarzom przyszło mierzyć się z ostatnim w tabeli zespołem z Ujsół. O lekceważeniu przeciwnika nie mogło być jednak mowy, bo może i Muńcuł 2 tygodnie wcześniej nie zapunktował, ale echem odbiła się jego dobra postawa, której nie udokumentowała golami tylko ze względu na rażącą nieskuteczność.


Pierwsza połowa meczu przebiegała w spokojnej atmosferze, żadna z drużyn nie uciekała od typowo fizycznej gry, a ciężko byłoby wymienić 100-procentowe sytuacje do zdobycia goli. Aż do 43. minuty, kiedy Dariusz Piwowarczyk chcąc zapobiec dobrej sytuacji gospodarzy przejął prostopadłe podanie zawodnika Spójni i podał futbolówkę w boczny sektor boiska, gdzie czekał już na nią Dariusz Lach. Defensor Muńcoła przyjął ją kierunkowo „do środka” i chciał wybić w sposób nieczyniący zagrożenia pod własną bramką. Uczynił jednak to tak niefortunnie, że trafił butem w nierówność boiska, a piłka padła łupem Sebastiana Nowaka, który w sytuacji sam na sam pokonał Mateusza Piętkę.

 

Bramka kapitana miejscowych nie załamała gości, ale sprawiła, że po stracie gola nie mieli już nic do stracenia. Siłą rzeczy beniaminek musiał ustawić się wyżej i konstruować więcej akcji zaczepnych. O ile przy pierwszej bramce przyjezdni nie mieli szczęścia, to przy drugim straconym golu pojawił się jeszcze pech. Swojego dnia nie miał bez wątpienia także Lach. Spójnia zatrzymała akcję Muńcoła, rozpoczęła szybki kontratak, a piłka po dośrodkowaniu trafiła w pole karne drużyny na co dzień rozgrywającej swoje mecze w Złatnej. Na drodze futbolówki stanął kapitan Muńcoła, który próbował wybić ja poza pole karne. Niestety przy owej próbie poślizgnął się i stracił równowagę. Futbolówka została na 5. metrze, gdzie dopadł do niej Szymon Paluch i dopełnił formalności.

 

Nawet strata drugiej bramki nie podziałała demobilizująco na gości, którzy nadal próbowali zmienić losy spotkania. Zaczątkiem tego mogła być akcja, po której przyjezdni zdobyli bramkę kontaktową. Dośrodkowanie Adresona Juniora wykorzystał w 75. minucie Karol Rozmus, który zameldował się na murawie kwadrans wcześniej. Bramka rozochociła beniaminka, który postawił wszystko na jedną kartę. Po 3. minutach piłkę na 16. metrze miał Arsenii Krysko, ale zamiast strzelać będąc na „czystej” pozycji próbował dryblingu co zakończyło się - a jakże inaczej - bramką dla Spójni, której autorem był Tomasz Wenglorz. W tym momencie jasnym stało się kto zdobędzie komplet punktów. Potwierdzeniem stała się kolejna bramka Wenglorza, który ustalił wynik meczu strzałem w doliczonym czasie gry.

 

- Na pewno cieszą punkty, to w tym wszystkim najważniejsze. Pierwsza połowa była dobra w naszym wykonaniu. Mieliśmy kilka sytuacji. Przeciwnik po stracie gola nie miał  już nic do stracenia, dzięki czemu stwarzaliśmy kolejne sytuacje. Nie ujmując nic przeciwnikowi, uważam zwycięstwo za zasłużone. Wygraliśmy z rywalami mocnymi fizycznie, tak było zarówno w przypadku Górala Istebna, jak i Muńcoła Ujsoły.  Tłumaczę swoim zawodnikom, że mit Barcelony i „tiki-taki” jest odrealniony, że nie potrzeba wymienić kilkudziesięciu podań, by zdobyć gola. Trzeba wykorzystywać sytuacje takie, gdy po przejęciu piłki rywal nie zdąży wrócić do ustawienia sprzyjającego skutecznej obronie. Jeśli będziemy dobrze funkcjonować jako cała drużyna, stosować proste środki do osiągnięcia celu oraz będziemy wystrzegać się błędów to możemy wygrać z każdą drużyną w tej lidze. Znam moich zawodników i wiem, że ich na to stać. Liczę, że namieszamy w tej rundzie - podsumował mecz szkoleniowiec Spójni Grzegorz Łukasik.