– Przez cały sezon zaangażowania i woli walki nam nie brakowało. Dziś też podnieśliśmy się po szybko straconej bramce na wstępie meczu i zrobiliśmy sporo, aby wyjechać z punktami. Cóż, z różnych powodów nie udało się. Na pewno piłkarskie szczęście nie było przy nas – mówi Michał Pszczółka, szkoleniowiec Tempa, które w Ornontowicach pożegnało się z marzeniami o kontynuacji gry na IV-ligowym pułapie po rocznej przygodzie.

Już po 120. sekundach zespół z Puńcowa odrabiać musiał stratę, ale dokonał tego nie dość, że szybko, to i z nawiązką. W 6. minucie Tomasz Stasiak otrzymał prostopadłe podanie między obrońców Gwarka od Mateusza Szustera i w sytuacji sam na sam zachował się perfekcyjnie. Kwadrans rywalizacji goście zwieńczyli kolejnym zyskiem. Futbolówkę otrzymał Adam Morys, zwiódł pilnującego go obrońcę i po „długim” słupku uderzył nie do obrony. Gospodarze zostali tym samym mocno zaskoczeni, a mogli jeszcze bardziej, bo Tempo przeprowadzało groźne ataki. Po pressingu Damiana Szczęsnego na golkiperze zabrakło centymetrów do szczęścia. Bramkarz Gwarka wyrósł na główną postać w swoim zespole, gdy bronił w sobie wiadomy sposób główkę Szczęsnego oraz półwolej Jakuba Legierskiego. – Przy stanie 2:1 mogliśmy ten mecz tak naprawdę zamknąć kolejnym golem – opowiada Pszczółka.

Dalsze fragmenty spotkania to już zdarzenia dla beniaminka mocno niefartowne. W 35. minucie stracili prowadzenie, gdy piłka kilkukrotnie wybijana trafiła przypadkowo pod nogi jednego z ornontowiczan. Lepszy start drugiej połowy w wykonaniu Gwarka zaprocentował golem na 3:2 w 51. minucie. Wojciech Maciejowski instynktownie obronił uderzenie po rykoszecie, ale przy próbie dobitki faulu w polu karnym dopuścił się Tomasz Olszar. Za moment padła ostatnia – dodajmy uznana – bramka w sobotnie popołudnie. Puńcowianie cieszyli się, gdy Kamil Adamek trafił do siatki, podobnie po celnym strzale Arkadiusza Szlajssa, lecz w obu sytuacjach arbiter odgwizdał pozycję spaloną strzelców.