
Piłka nożna - Liga Okręgowa
Trener żegna się z klubem. "Wszystko idzie ku lepszemu, choć mój czas minął"
W ostatnich dniach dobiegł kres pracy Mirosława Szymury w bialskiej Stali. Szkoleniowiec podsumował okres swojej 2-5-letniej kadencji oraz w ciepłych słowach pożegnał się z klubem znad Białej.
– Jeśli chodzi o ocenę merytoryczną mojej pracy, to spędziłem w klubie 2,5 sezonu. Propozycja objęcia BKS-u była dla mnie nie do odrzucenia, nawet w takim momencie, w jakim znajdował się wówczas klub. Pierwszy sezon wspominam najlepiej. Rozegraliśmy świetny sezon i poczułem się naprawdę jak w domu. To było cudowne wrócić w stare "mury". Jako zespół czuliśmy, że robimy coś fajnego, że pomagamy naszemu klubowi w trudnym momencie. Sezon 18/19 zakończyliśmy na 3. miejscu, co uważam za sukces.
W kolejnym sezonie drużyna grała słabiej. Byliśmy rozpędzeni, pełni zapału, a później coś się zaczęło dziać nie tak. W klubie również było ciężko i musieliśmy zaakceptować pewne rzeczy. Zaczęło się od remontu "Górki", zostaliśmy bez naszego boiska. Zaczęliśmy kiepsko, notując kilka głupich porażek, ale w końcówce udało nam się ustabilizować formę. Następnie nadszedł trudny moment. Na przełomie roku 2019/2020 zostaliśmy z garstką zawodników. Spora grupa otrzymała wolną rękę w poszukiwaniu nowego klubu. My jednak pozbieraliśmy ludzi, ale później rozpoczęła się pandemia, co poniekąd nas uratowało. Udało się później stworzyć ciekawy zespół.
Ważnym momentem było przyjście Kamila Sekuły. Był to świetny ruch z jego strony, że chciał wrócić do BKS-u. Realizowałem tym samym filozofię polegającą na ściąganiu wychowanków, a Kamil był jednym z nich. To podziałało mobilizująco, wydawało się, że wszystko pójdzie w dobrą stronę. W klubie również się poprawiło jeśli chodzi o kwestie organizacyjne. Każdy kto patrzył z boku stawiał nas w roli faworytów do awansu do grupy mistrzowskiej i ja pod tym również się podpisywałem.
Zaczęliśmy nie najlepiej. Stworzył się nowy zespół i potrzebowaliśmy czasu. Porażki na początku sezonu były trudne do zaakceptowania, lecz później nadeszła dobra passa 9 meczów bez porażki. Jaka była końcówka sezonu, wszyscy wiemy. Ciągle szukam odpowiedzi, co tak naprawdę się wydarzyło. Czego zabrakło, aby wygrać 1 mecz z ostatnich 3. Nie zrobiliśmy jednak tego, co musieliśmy zrobić. Żałuję tego bardzo, ale też nie miałem na niektóre rzeczy wpływu. Początkiem października otrzymałem pozytywny test na koronawirusa i bardzo ciężko przechodziłem tę chorobę. Cały ten miesiąc nie funkcjonowałem jako trener i być może to zaważyło. Brakowało trenera i trenowania. Niemniej, dla mnie brak awansu do grupy mistrzowskiej to osobista porażka.
BKS jest dla mnie czymś więcej niż zwykłym klubem. Tutaj zacząłem przygodę z piłką i trenerką. Życie toczy się dalej. Klub ma inną wizję, dotyczącą pracy trenera, być może do niej nie pasowałem, ale ja to akceptuję. Za rok kończę 50 lat, mam 3 małych dzieci - nie oznacza to, że nie poświęcałem czasu klubowi i nie oddawałem serca, aczkolwiek być może klub potrzebuje innego sposobu zarządzania.
Cieszę się, że klub idzie do przodu. Widać wyraźną poprawę jeśli chodzi o kwestie organizacyjne i ekonomiczne. Klub staje na nogi i za to należy się duży szacunek działaczom. BKS jest coraz bardziej wiarygodnym klubem i wszystko idzie ku lepszemu, choć mi nie będzie już dane z tego dzbanka się napić. Mój czas już minął, ale chciałbym, aby ta wizja nakreślona przez klub doczekała się owoców. Oczywiście, jest kilka rzeczy do poprawy. Mam tu na myśli np. pracę z młodzieżą, ale wierzę, że wszystko w swoim czasie się ułoży tak, jak należy.
Na koniec chciałbym podziękować wszystkim ludziom związanym z BKS-em. Było ich tak wiele, że trudno byłoby ich wszystkich wymienić z imienia i nazwiska. Dziękuję kibicom za obecność na trybunach, zawodnikom, z którymi miałem przyjemność pracować, Panu kierownikowi Janowi Linnertowi, zarządowi oraz wszystkim pracownikom bialskiej Stali.