Wobec dużych problemów kadrowych w szeregach WSS Wisła i dodatkowo urazu Roberta Gajdy w końcówce premierowej połowy meczu z zespołem z Pruchnej, Tomasz Wuwer zameldował się na boisku od samego startu drugiej części. Powrót zawodniczy bynajmniej nie okazał się tylko statystyczną ciekawostką. 37-latek bardzo szybko zaznaczył swoją obecność przy wypracowaniu gola Szymona Płoszaja, następnie zaś sam wpisał się na listę strzelców. Jakby tego było mało, Wuwer zaliczył również... asystę. Wszystko w okresie ledwie nieco ponad kwadransa na wstępie rewanżowej „połówki”.

Tyle, jeśli chodzi o sam opis niecodziennego zdarzenia. A jak wrażenia grającego trenera? – Cały czas trenuję z drużyną, więc staram się formę fizyczną zachowywać. Rytmu meczowego oczywiście nie ma, ale jak widać pewnych rzeczy się nie zapomina – uśmiecha się Wuwer, który po raz ostatni w meczu o stawkę zagrał... 17 listopada 2013 roku. Był to jedynie krótki epizod w końcówce potyczki IV-ligowej wówczas ekipy z Wisły w Świerklanach z tamtejszą Fortecą. – Pamiętam tamten mecz na sztucznym boisku. Szybko ten czas przeleciał – konstatuje szkoleniowiec, przed związaniem się z wiślańskim klubem z powodzeniem broniący barw bielskiego Rekordu.

A wracając do perturbacji natury personalnej, te są w szeregach reprezentanta „okręgówki” znaczące. Do tego stopnia, że tydzień bieżący jest dla drużyny... wolny od treningów. – Będziemy trenować indywidualnie. Musimy sobie jakoś poradzić, bo taka jest obecnie sytuacja z uwagi na kwarantannę i choroby. Nie chcemy ryzykować – mówi nasz rozmówca, przyznając, że spotkanie z LKS '99 Pruchna mogło wcale nie dojść do skutku. – Mimo sporych problemów i przesłanek, aby mecz przekładać na inny termin nie chcieliśmy tego robić. Zagraliśmy i dobrze się stało, bo zapisaliśmy na swoim koncie punkty i jesteśmy bardzo bliscy zapewnienia sobie miejsca w czołowej „4” – podsumowuje Tomasz Wuwer.