Co do poprawy? Wszystko!
Świadomość mankamentów to często klucz do tego, aby skutecznie dążyć do poprawy. W Goleszowie sami piłkarze doskonale zdają sobie sprawę, że jesień nieszczególnie im wyszła. – Kibiców nasza postawa nie mogła zadowolić. Sami też czujemy niedosyt. W drużynie panuje znakomita atmosfera, ale do poprawy jest praktycznie wszystko. Głównie skuteczność, która bardzo zawodziła. Sytuacje stwarzaliśmy, lecz niestety z wykończeniem bywało różnie – opowiada pomocnik Dawid Janoszek, który wraz z klubowym kolegą Danielem Sikorą minioną rundę kończył „z łatką”... grającego trenera LKS-u.

Trenerskie rozstania
Do sezonu 2020/2021 goleszowianie przystąpili pod wodzą Grzegorza Wisełki, który zespół wprowadził w dobrym stylu na szczebel „okręgówki”. Już w sierpniu jednak szkoleniowiec powiedział „pas”. – Od pewnego czasu z tym zamiarem się nosiłem. Drużyna potrzebuje nowego impulsu, a ja nie jestem w stanie więcej z niej wykrzesać – stwierdził na naszych łamach szkoleniowiec, który zarazem ogłosił przejście na... trenerską emeryturę.

Jego miejsce na ławce zajął Radosław Maciejewski, ale trudno po czasie przekonywać, że był to przysłowiowy strzał w „10”. Goleszowian prowadził ledwie miesiąc, po czym drogi zainteresowanych stron się rozeszły. – To najlepsze rozwiązanie w obecnej sytuacji – wyjaśniano w Goleszowie, podkreślając, iż do klimatu klubu trener jednak nie pasował. I tu właśnie dochodzimy do momentu powierzenia misji duetowi Janoszek/Sikora...

Nadzieja na finiszu
W listopadzie piłkarze LKS-u pokonali ekipy z Pruchnej i Strumienia. Zgarnęli tym samym punkty zaliczone do tabeli przed wiosenną częścią ligowej rywalizacji. – To potrzebny impuls, bo dający wiarę, że druga połowa rozgrywek może być w naszym wykonaniu lepsza. Liczymy, że w efekcie uda się w „okręgówce” pozostać – dodaje Janoszek.

Choć na koncie goleszowian znalazło się ostatecznie tylko 10 „oczek”, to nie brakowało jesienią spotkań pokazujących potencjał drzemiący w zespole – vide potyczka z liderem Beskidem Skoczów, którą outsider przegrał wprawdzie 2:3, ale gola o tym przesądzającego stracił w... 96. minucie gry. – Był to nasz najlepszy mecz. Skutecznie wykonywaliśmy założenia, które nakreśliliśmy w szatni. Bramki padały po ćwiczonych wcześniej zagraniach na treningu, co cieszy podwójnie – klaruje nasz rozmówca, żałując zarazem najbardziej minimalnej porażki domowej 1:2 z beniaminkiem z Pogórza. – Rywal dopiął swego w doliczonym czasie. Zwycięstwo dałoby nam lepszą pozycję przed dalszą częścią ligi – podsumowuje piłkarz goleszowskiej ekipy.