Mocna praca w defensywie - to było głównym zadaniem Widzewa na mecz z Rekordem. Czy było to słuszne założenie? W finalnym rozrachunku, nie. Owszem, długimi fragmentami bielszczanie mieli problemy, aby przedrzeć się przez mur obronny ekipy z Łodzi. Szczególnie w pierwszych 15. minutach spotkania, jednak w końcu bielszczanie trafili do siatki rywala. 

 

Wynik meczu otworzył Matheus. Brazylijczyk po podaniu z rzutu rożnego Stefana Rakicia uderzył z dalszej odległości, nie dając szans golkiperowi Widzewa na skuteczną interwencję - gol "palce lizać'. Chwilę później śladami Matheusa mógł pójść Miłosz Krzempek, lecz w tym przypadku piłka "ostemplowała" słupek. 


Drużyna z Łodzi była zupełnie jałowa jeśli chodzi o poczynania w ofensywie. Był to skutek obranej taktyki czy dobrej postawy "rekordzistów"? Zapewne jedno i drugie. W 30. minucie Rekord trafił na 2:0. Martin Dosa spuentował akcję Michała Marka. Wcześniej swoje próby odnotowali m.in. Eric PanesDela, który trafił w słupek. Tuż przed ostatnią syreną padła bramka decydująca o losach wyniku autorstwa Matheusa po asyście Kamila Surmiaka.