Błyskawica Drogomyśl, Piast Cieszyn, Stal-Śrubiarnia Żywiec to drużyny ze ścisłej „szpicy” ligowej, które z Wisły nie zdołały wywieźć nawet punktu. Dziś do tercetu faworytów dołączyła Podhalanka Milówka. Składa się to na obraz wiślańskiego zespołu, który w roli gospodarza każdemu rywalowi na tym poziomie jest w stanie dotrzymać kroku. – Punktujemy u siebie regularnie, a to dlatego, że jesteśmy właściwie nastawieni i skoncentrowani na mecze z tymi najlepszymi. Dziś zagraliśmy mądrze, ale wciąż potrzebujemy stabilizacji – zauważa Patryk Pindel, szkoleniowiec piłkarzy WSS.

Bardzo intensywny był sam początek dzisiejszego starcia w Wiśle. W 2. minucie „oko w oko” z Rafałem Jacakiem stanął Filip Balcarek, ale piłki do siatki skierować nie potrafił. Ofensywny zawodnik Podhalanki jeszcze po dwakroć w tej połowie szczęścia szukał, ale ewidentnie nie był to jego dzień. Nie próżnowali też w ofensywie gospodarze. W 5. minucie Szymon Kurowski interweniował po uderzeniu Daniela Bujoka z kąta. 120. sekund później bezpośrednio z rzutu rożnego do bramki mierzył Tomasz Czyż, a 10. minuta to już wygrany pojedynek główkowy Jakuba Marekwicy i słupek ratujący Podhalankę. Wiślanie z kolei zastopowali na 11. metrze Patryka Semika. Przy otwartej grze niespodziewany był rezultat, z jakim drużyny udały się na przerwę. W 22. minucie z rzutu wolnego dokładnie dośrodkował Czyż, a głową Mariusz Pilch ulokował futbolówkę w „świątyni”. Podwyższenia prowadzenia ekipa z Wisły dokonała w 40. minucie. Zasługa to doskonałego prostopadłego podania Dawida Mazurka i umiejętnej egzekucji autorstwa Jakuba Marekwicy.

– Uczulaliśmy się przed meczem na stałe fragmenty, ale tak właśnie straciliśmy pierwszą bramkę. Mamy czego żałować, bo spotkanie mogło ułożyć się dla nas znacznie lepiej – opowiada Adrian Kopacz, szkoleniowiec zespołu z Milówki, który po zmianie stron bezskutecznie dążył do zniwelowania dystansu. Goście wprawdzie dochodzili często w pobliże „16” WSS, lecz tam brakowało kluczowego podania zaskakującego wiślańską obronę.