Zespół ze Strumienia ma wciąż szansę zakończyć sezon na 4. miejscu, czego mało kto mógł spodziewać się przed jego startem. Innym ciekawym faktem jest natomiast to, że Wisła u siebie pozostała niepokonana w całym ligowym sezonie. - Bardzo cieszymy się z tego, że z własnego boiska uczyniliśmy "twierdzę". Jest to historyczny wyczyn, który ciężko będzie powtórzyć - zauważa Krzysztof Dybczyński, trener Wisły Strumień.

 

Ostatnie spotkanie w roli gospodarza w tym sezonie nie układało się jednak po myśli strumienian. Mieli oni swoje szanse, jednak pod bramką rywala byli dość nieskuteczni. Dość wspomnieć o dobrych próbach Bartosza Wojtkowa czy Marcina Urbańczyka. W 20. minucie to jednak Smrek niespodziewanie objął prowadzenie, gdy dobry kontratak swojego zespołu na gola zamienił Piotr Górny. Niespodzianka wisiała "na włosku"? 

 

Jeżeli tak, to tylko do końca pierwszej połowy. Wisła po zmianie stron szybko ruszyła do odrabiania strat i w 49. minucie gospodarze już prowadzili. Wpierw Dawid Gizler sfinalizował oskrzydlającą akcję Gracjana Haki, a następnie Dawid Puzoń dobił strzał Gizlera. Te 2 trafienia wyraźnie podcięły "skrzydła" gościom, czego nie omieszkali nie wykorzystać strumienianie. W 60. minucie Gizler znów cieszył się z bramki - tym razem dobrze odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu, a wynik meczu ustalił Łukasz Mozler precyzyjnym strzałem z okolic "16".