3:1, 3:1 i 3:0 – takimi wynikami ekipa z Pietrzykowic zainicjowała zmagania tegoroczne. Jej „ofiarami” byli kolejno piłkarze LKS-u Pogórze, Spójni Zebrzydowice oraz Cukrownika Chybie. Kiedy więc sympatycy Borów wyczekiwali w niedzielę skalpu wyjazdowego w Pruchnej, przyszło mało przyjemne zaskoczenie w postaci przegranej 1:3. – Pierwsza połowa w naszym wykonaniu była tragiczna. Pod względem zaangażowania ustępowaliśmy gospodarzom. To zupełnie nie był nasz film – ocenia trener Sebastian Gruszfeld, który podkreśla zarazem, że po pauzie i przy wyniku na wskroś negatywnym jego zespół potrafił poprawić jakość gry.
 



Odnosząc się do wspomnianych na wstępie świetnych rezultatów na wstępie grupy spadkowej „okręgówki” trudno racjonalnie wyklarować „zjazd”, jaki przytrafił się Borom w kolejce numer 4. – Może właśnie te zwycięstwa nas uśpiły? Może „żarło” aż za dobrze? To jedyne wytłumaczenie, jakie przychodzi mi do głowy – kontynuuje szkoleniowiec pietrzykowiczan. – Wyglądaliśmy wcześniej bardzo pozytywnie zarówno w defensywie, jak i ofensywie. Wiem też doskonale, jak chłopcy potrafią walczyć. Nie mam wątpliwości, że ta postawa szybko wróci – podsumowuje Gruszfeld.

Czy już w ten weekend Bory powrócą na odpowiedni tor? Są ku temu podstawy, wszak do Pietrzykowic zawita LKS Goleszów, który wiosną jeszcze wygrać ani razu nie zdołał.