Błędy, błędy i jeszcze raz błędy – postępując w taki sposób ponownie piłkarze z Międzyrzecza musieli pogodzić się z wysoką porażką. Inna sprawa, że na wymagającej płycie boiska jaworzanie radzili sobie całkiem przyzwoicie, może poza wstępnym okresem około 20-minutowym, który w ważne dla losów meczu zdarzenia nie obfitował.

Wynik po raz pierwszy zmienił się w 24. minucie. Z dystansu uderzył Brajan Michalski, bramkarz Maciej Kenig piłkę „wypluł”, a z dobitką podążył Bartłomiej Matula. Gospodarze poczuli wówczas, że gra zaczyna się układać po ich myśli i w 28. minucie dowiedli tego trafieniem Szymona Płoszaja, bezwzględnie wykorzystującego podanie Krystiana Zelka i pojedynek z Kenigiem. Był to zalążek „demolki”, jakiej zespół niżej notowany w ligowej stawce doświadczył. W 41. minucie Płoszaj „zebrał” futbolówkę zagraną przez golkipera KS i ulokował ją w siatce. W następnej akcji Zelek ponownie wystąpił w roli asystenta, zaś formalności dopełnił z bliska Filip Gawlak. Przerwa miała zatem miejsce w warunkach o tyle mało derbowych, że losy potyczki były przesądzone.

Czarni fetowali gola podsumowującego spotkanie w 73. minucie. Matula spożytkował asystę Płoszaja. Nieco wcześniej podopieczni Łukasza Błasiaka zaprzepaścili wyborną szansę na gola honorowego. Tomasz Stanisławski chybił „z wapna”, na które arbiter wskazał po przewinieniu Michalskiego w narożniku pola karnego. Co się jednak odwlecze... W 88. minucie dobrą akcją popisał się Szymon Kościuch, a strzał z kąta Adriana Pitrego znalazł drogę do „świątyni” ekipy z Jaworza. Końcowe 5:1 na korzyść faworyta meczu to po części najniższy wymiar kary, bo pomyłki defensywy KS Międzyrzecze mogli wykorzystać jeszcze m.in. Płoszaj, Rafał Pezda czy Patryk Koperniak. Najczęściej piłka mijała cel.