Ekipa z Pogórza, choć wyżej notowana w tabeli przed konfrontacją 11. kolejki, nie była jej faworytem. O tym dlaczego – kibice przekonali się w toku rywalizacji, która przebiegła w całości pod dyktando Beskidu. – Po dwóch kolejnych meczach bez żadnej zdobyczy punktowej chcieliśmy za wszelką cenę wygrać. Nie zakładaliśmy innego scenariusza, choć były to derby, które często rządzą się swoimi prawami – zauważa Marcin Michalik, szkoleniowiec skoczowskiego zespołu.

Gospodarze swojego konkurenta boleśnie wypunktowali, wykorzystując część z wypracowanych sytuacji bramkowych. Przed przerwą do siatki LKS-u trafił jedynie Michał Grześ, który w 18. minucie spożytkował „11” będącą konsekwencją powstrzymanej nieprzepisowo szarży Damiana Szczęsnego. Podwyższenia wyniku piłkarze Beskidu mogli dokonać, czego najbliżej był Szczęsny, mierzący w 34. minucie z rzutu wolnego w poprzeczkę.

Po zmianie stron Beskid tempo zwolnić nie zamierzał. W 52. minucie golkiper LKS-u ponownie skapitulował. Marcin Nawrocki ze strzałem Jakuba Krucka wprawdzie sobie poradził, ale dobitka Szczęsnego wątpliwości nie pozostawiła. Ustalenia rezultatu na 3:0 dokonał z kolei w 71. minucie Michał Szczyrba, który pewnie ulokował futbolówkę w „świątyni” po asyście Adriana Borkały. Choć kwestia punktowego rozdziału była wówczas klarowna, to końcowe fragmenty meczu nie należały do nudnych. W 79. minucie J. Krucek omal nie pokonał strzałem głową Nawrockiego. W odpowiedzi Daniel Oleś mógł pokusić się o trafienie honorowe dla pogórzan, lecz to bramkarz Beskidu Konrad Krucek był w owym pojedynku górą.