W końcu wygrali i... przegrali
Dobiegły końca dotychczasowe serie piłkarzy z Hażlacha i Ślemienia. Można zatem stwierdzić, że wynik konfrontacji 5. kolejki „okręgówki” jawi się jako zaskoczenie.
– Wreszcie się przełamaliśmy. Niemal tradycyjnie pierwsi strzeliliśmy gola, ale tym razem zagraliśmy „na zero” w defensywie, choć nie powiem, że nie było nerwowo – klaruje na wstępie Sławomir Bączek, szkoleniowiec Smreka, który w Hażlachu doczekał się premierowego w obecnym sezonie kompletu punktów.
O skalpie gości w delegacji zdecydowało w głównej mierze wykorzystanie najlepszych bramkowych okazji. W 19. minucie piłkę odzyskał Deiverson Lima, zagrał prostopadle do Piotra Górnego, który strzałem lewą nogą nie dał szans Szymonowi Wawrzyczkowi. Golkiper Victorii wtórnie pokonany został w 70. minucie. Po faulu na Viniciusie sędzia zarządził rzut karny, którego pewnym egzekutorem okazał się Lima. Gdyby lepszym wykończeniem popisali się uderzający z 5. metrów nad poprzeczką P. Górny czy biegnący od połowy boiska sam w kierunku bramki Marcel Ormaniec, to zwycięstwo Smreka miałoby rozmiary bardziej znaczące.
Niepokonani dotąd futboliści z Hażlacha też swoje szanse na wyszarpanie zdobyczy mieli – te bodaj najciekawsze 2-krotnie przy główkach Jakuba Kałki po stałych fragmentach, z czym radził sobie bez zarzutu Rafał Pępek. – Wyglądaliśmy jednak dosyć słabo. Cierpieliśmy z powodu wąskiej kadry i zakładam, że gdy to nie ulegnie zmianie, to może być podobnie w nadchodzących meczach – stwierdza trener Victorii Jakub Mrozik.