Gospodarze jako pierwsi zaatakowali skutecznie. Wojciech Małyjurek popędził skrzydłem w pole karne, tam też nieprzepisowo zatrzymał go Gracjan Haka, co poskutkowało wskazaniem przez arbitra na „wapno”. Z niego nie do obrony przymierzył Szymon Płoszaj. Jeszcze przed upływem kwadransa strumienianie znaleźli właściwą ripostę. Bartosz Wojtków ładnie asystował, a Przemysław Wadas przytomnie akcję sfinalizował. Obie ekipy dążyły do tego, by przed przerwą mieć zaliczkę i ta sztuka powiodła się podopiecznym Tomasza Wuwera. Ci doskonale uwolnili się spod pressingu rywala, futbolówkę na lewej flance otrzymał Szymon Woźniczka i dośrodkował dokładnie na głowę wykonującego efektownego szczupaka Małyjurka. Zanim wiślanie w 40. minucie wtórnie objęli prowadzenie „setki” po ich stronie marnowali Dawid Mazurek oraz Małyjurek, zaś uderzenie Wiktora Tomali mogło przynieść radość piłkarzom Wisły.

Goście potrafili po pauzie narzucić swoje tempo gry, ale ofensywne próby mądrze defensywa wiślańska rozbijała. Rozstrzygnięcie nastąpiło w 70. minucie, gdy na strzał z okolic 25. metra zdecydował się Płoszaj. Piłka nabrała nietypowej paraboli, swoje zrobiła też moc uderzenia i Bartosz Grabowski sięgać musiał „za kołnierz”. Mecz – co ciekawe – zyskał wówczas jeszcze na atrakcyjności, a od sytuacji bramkowych aż roiło się. Po dwakroć słupek stemplował Płoszaj, raz natomiast Tymoteusz Pilch. Uczynił to również napastnik przyjezdnych Wojtków, który dodatkowo przegrał pojedynki z Przemysławem Szalbotem.

W Wiśle przyszło więc fetować punkty wywalczone po walce. – W mojej opinii odnieśliśmy zwycięstwo zasłużone. Ale gdyby rywal strzelił gola na 2:1, to byłoby nam ciężko odrabiać dystans. Widać było, że obie drużyny nie do końca są optymalnie dysponowane na tym etapie, czego w pewnym sensie należało się spodziewać – oznajmił szkoleniowiec piłkarzy WSS.