SportoweBeskidy.pl: Działacz na poziomie centralnym, przez lata wiodąca osoba w Podbeskidziu, dziś w sekcji piłkarskiej BKS-u Stali?
Władysław Szypuła:
Wiele osób może być zaskoczonych tym, że działam w BKS-ie. Nie jest to jednak przypadek. Po odejściu z Podbeskidzia pomagałem już innym klubom w trudnych sytuacjach. Tak samo jest teraz, bo zdecydowałem się pomóc, gdy zwrócono się do mnie z takim tematem. BKS nie jest mi wcale obcy, uważam, że wszystkie kluby funkcjonujące na terenie Bielska-Białej są w pewnym sensie skazane na wzajemną współpracę. Zawsze z sympatią odnosiłem się do klubów w mieście, jak Rekord, Zapora, czy właśnie BKS. Dla mnie nie jest niczym dziwnym chęć pomocy w piłce nożnej.

SportoweBeskidy.pl: Jakie są założenia i plany BKS-u pod wodzą nowego prezesa i z nowymi osobami we władzach?
W.Sz.:
Nie chciałbym wychodzić tu przed orkiestrę jako przewodniczący Komisji Rewizyjnej. Jest w klubie nowy zarząd i po przejrzeniu obecnej sytuacji bez wątpienia podejmie konkretne działania. Chciałbym się w nie oczywiście włączyć i pracować nad tym, co można lepiej rozwiązać, jak wpłynąć choćby na rozwój piłki nożnej dzieci i młodzieży. Doskwiera nam brak odpowiedniej bazy sportowej, ale to znacznie szerszy problem w mieście.

SportoweBeskidy.pl: BKS dziś występujący w lidze okręgowej mierzy znacznie wyżej?
W.Sz.:
To, gdzie drużyna seniorów BKS-u występuje bardzo mocno zależy od możliwości finansowych klubu. Dlatego też pozyskanie środków finansowych z przeznaczeniem na piłkę nożną to ważny cel. Uważam, że BKS stać będzie na to, żeby w przyszłości grać na o wiele wyższym szczeblu rozgrywek, niż ma to miejsce obecnie.

SportoweBeskidy.pl: Co się z panem działo po opuszczeniu Podbeskidzia. Mija od tego 8 lat...
W.Sz.:
Nie straciłem piłki z oczu i kontaktu z klubami w regionie. Jak mówiłem, różne kluby się do mnie odzywały będąc w trudnej sytuacji, choć co jasne nie chcę ich tu wymieniać. Gdy odszedłem z Podbeskidzia nie byłem osobą mile widzianą. Sam kupowałem sobie karnet i tak jest do dziś. Przyglądam się temu wszystkiemu z boku nie rzucając się w oczy. Wielokrotnie natomiast było mi bardzo przyjemnie, że kibice na stadionie witali się ze mną, rozmawiali, pytali o spostrzeżenia. Dużo było również pytań o powrót do klubu. Miłe jest, że te lata – a było ich prawie 10 w funkcjonowaniu TS Podbeskidzie – zostały zapamiętane z moją osobą.

SportoweBeskidy.pl: Nie sposób nie odnieść się do sytuacji, w jakiej aktualnie znajduje się Podbeskidzie, a więc przede wszystkim ciągle nieskutecznej walki o powrót do Ekstraklasy.
W.Sz.:
Niestety trzeba uczciwie przyznać, że po awansie do Ekstraklasy Podbeskidzie nie miało szczęścia do nowych prezesów. Nie chcę tu wymieniać konkretnych nazwisk, ale absolutnie kluczowe jest „czucie” piłki. Nie można być urzędnikiem, ale działaczem mającym pojęcie o funkcjonowaniu klubu piłkarskiego. Zamiast iść systematycznie do góry klub staczał się po linii pochyłej aż do spadku. Jak widzimy doskonale nie jest takie proste to, żeby znów awansować. Dumnie to zapowiadano już, ale trzeba znacznie więcej pokory. Sam wiem ile musieliśmy poświęcić czasu i energii, aby w elicie się znaleźć. Teraz jest jeszcze trudniej.

SportoweBeskidy.pl: Fatalna jest też frekwencja na meczach domowych. Dlaczego?
W.Sz.:
Kibic już posmakował piłki na wyższym poziomie. Była tu Legia, Lech i inne markowe kluby ze Śląska, jak Górnik, czy Ruch. W pewnym momencie w klubie zabrakło wychowanków i piłkarzy, którzy byliby z regionem związani i utożsamiali się z Podbeskidziem. Nie było komu „umierać” za klub. Piłkarz przychodził do Bielska na sezon i wiedział, że i tak w innym klubie znajdzie zatrudnienie bez względu na wynik Podbeskidzia. Wcześniej bywało tak, że grali tu po kilka lat. Dla kibiców to też było ważne, przychodzili na mecze dla takich zawodników, jak Piotrek Malinowski, czy Darek Kołodziej. Dziś tego brakuje. Abstrahując już od bardzo dużej liczby zwyczajnie nietrafionych transferów.

SportoweBeskidy.pl: Podbeskidzie mogło chociażby pójść drogą Piasta Gliwice...
W.Sz.:
Mistrzowski tytuł dla ekipy z Gliwic pokazuje, że wiele można osiągnąć nie mając wcale najwyższego budżetu. Drużyna Piasta jest budowana od lat i zasłużenie sięgnęła po mistrzostwo, utarła jednocześnie nosa tuzom mającym pieniądze, ale nie potrafiącym ich należycie wykorzystać. Mnie osobiście sukces ten nie zaskoczył aż tak bardzo, bo znam trenera Waldemara Fornalika i jego warsztat.