Wynik 3:0 na rzecz tyszan nie pozostawia wątpliwości. A czy jest on adekwatny do boiskowych wydarzeń? - Niestety, ale nie zasługiwaliśmy dziś nawet na zdobycie punkty. Zbyt dużo było niedokładności, a sami sprezentowaliśmy przeciwnikowi gole błędami indywidualnymi, które martwią i dają do myślenia - ocenia Dawid Szewczuk, szkoleniowiec zespołu z Bestwiny.

Maciej Wielgus po raz pierwszy skapitulował po kwadransie spotkania. Goście popełnili wówczas błąd w wyprowadzeniu akcji z własnej połowy. Nieco wcześniej mieli obiecującą kontrę po kornerze ZET-ki, ale prostopadłe podanie Patryka Gibasa - choć znalazło adresata w osobie Tomasza Gali - to jednak padło łupem golkipera konkurenta. Podwyższenie prowadzenia drużyny z Tychów to już 28. minuta, gdy w porę piłki sprzed "16" wyekspediować nie potrafił Damian Gacek. Korekty rezultatu usiłował dokonać Gibas, ale to uderzał niecelnie, to znów górą był bramkarz miejscowych.

W drugiej części na wspomnienie zasługuje starcie z Gibasem, po którym bestwinianie mogli czuć się pokrzywdzeni, bo arbiter rzutu karnego nie podyktował. Z kolei w dogodnej sytuacji Igor Jurzak z 12. metra przelobował golkiper, lecz w sukurs przyszła mu poprzeczka. W tzw. międzyczasie - równo po godzinie czwartkowej batalii - po następnej "zgubie" Gacka tyszanie przypieczętowali efektowną i pewną wygraną.