Niespełna kwadrans potrzebowali strumienianie, aby cieszyć się z prowadzenia. Jako pierwszy do siatki rywala trafił Łukasz Mozler, który zaskoczył golkipera Skałki dobrym uderzeniem z 20. metrów. W 25. minucie Wisła prowadziła już 2:0. Faulowany w polu karnym rywala był Artur Miły, a z "wapna" nie pomylił się doświadczony Bartosz Wojtków. W 38. minucie stan prowadzenia precyzyjnym strzałem z dystansu podwyższył Jakub Puzoń. Wynik do przerwy ustalił jednak Dominik Natanek, który pokusił się o trafienie kontaktowe, po tym jak zachował zimną krew w pojedynku "oko w oko" z golkiperem Wisły. 

 

Skałka jednak nie poszła za ciosem, a wręcz przeciwnie. Zaraz po zmianie stron po kolejne bramkowe "łupy" udali się piłkarze ze Strumienia. W 50. minucie Puzoń skutecznie dobił uderzenie Mozlera. Chwilę po wejściu na plac gry gola świętował Dawid Gizler, puentując przytomne dogranie od Miłego. W 68. minucie Jakub Rakus ulokował w siatce wycofaną piłkę Przemysława Kiełkowskiego, który sam na listę strzelców wpisał się w ostatniej akcji meczu po dobrze wykonanej "11" za faul na Rakusie. Skałka w drugiej połowie o gola pokusiła się raz - w 83. minucie Marcin Habdas na gola zamienił dogranie z rzutu rożnego. 

 

- Fajnie się złożyło, że po porażce 2:7 wygraliśmy... 7:2 (śmiech). Mecz bez większej historii - kontrolowaliśmy jego przebieg i byliśmy skuteczni - zaznacza Krzysztof Dybczyński, szkoleniowiec Wisły. - Mieliśmy swój plan na ten mecz, ale on dość szybko legł w gruzach. Popełniliśmy szereg błędów, których nie powinniśmy się dopuścić - dodaje natomiast D.Natanek, szkoleniowiec drużyny z Żabnicy.