– W zasadzie to można powiedzieć bez przesady, że nie wyszliśmy z szatni na pierwszy kwadrans. Wyglądało to słabo z naszej strony – rozpoczyna Sławomir Szymala, szkoleniowiec bestwinian, którzy istotnie powodów do radości po wspomnianym fragmencie gry nie mieli żadnych.

W 7. minucie goście stanęli przed szansą na zdobycie gola, lecz Dawid Gleindek jedynie ostemplował poprzeczkę. Zmarnowana szansa 120 sekund później zemściła się. I to podwójnie. Najpierw bojszowianie o trafienie pokusili się dzięki „11” Mateusza Wróbla, zaordynowanej po faulu Mateusza Droździka. W kolejnej akcji zaczepnej GTS-u defensywa przyjezdnych ustawiona była w taki sposób, że gospodarze podwyższyli prowadzenie. Tak, jak wstęp potyczki należał do ekipy z Bojszów, tak ta z Bestwiny zdominowała niepodzielnie finisz owej połowy. W 36. minucie Damian Gacek strącił futbolówkę, a w zamieszaniu poza linię wepchnął ją Wojciech Wilczek. Z kolei w 42. minucie zrehabilitował się Gleindek, który spożytkował uderzeniem z rzutu karnego przewinienie na Krystianie Makowskim.

I cóż z tego, że po powrocie na murawę zespół z Bestwiny co rusz niepokoił Krzysztofa Oleksego, skoro ten czysto konto zachowywał nawet w sytuacjach, w których gol wydawał się przesądzony. Tu jako przykład odnotować można dośrodkowanie Mariusza Dusia, po którym główkował z bliska Makowski, a górą był właśnie mający swój „dzień konia” golkiper GTS-u. W równie dogodnych pozycjach strzeleckich pudłowali m.in. Wilczek, Gleindek czy Szymon Skęczek. – Patrząc na przebieg drugiej połowy bez wątpienia straciliśmy dziś punkty – ocenił szkoleniowiec LKS-u.