
Wynik był najważniejszy
W dolnych rejonach tabeli „okręgówki” plasują się zespoły z Zebrzydowic i Żabnicy, które w 16. kolejce rywalizowały o arcyważne punkty.
Zebrzydowiczanie liczyli, że na „własnych śmieciach” wreszcie sięgną po wygraną. Tym bardziej, że Skałkę określa się powszechnie jako drużynę znacznie lepiej radzącą sobie w roli gospodarza. Nie był to jednak dla Spójni mecz na przełamanie... – Nic nowego, bo wciąż stwarzamy sytuacje, które marnujemy. Ciąży nad nami jakieś fatum, brakuje też szczęścia – mówi zasmucony Piotr Puda, szkoleniowiec miejscowych.
Przed przerwą ekipa z Zebrzydowic miała kilka obiecujących akcji. Brylował w ofensywie Tomasz Cedro, który lewym skrzydłem raz za razem przedzierał się między rywalami. Najgroźniejszy strzał oddał z kolei Mateusz Sobczak, lecz strzegący bramki Skałki Michał Motyka nie dał się zaskoczyć. Na domiar złego, z perspektywy gospodarzy patrząc, w 43. minucie Kacper Prochownik dograł na 11. metr do Damiana Tomiczka, który zmusił Radosława Kalisza do kapitulacji klasycznym trafieniem „do szatni”.
Zryw Spójni po pauzie? Niekoniecznie. W 50. minucie prostopadłe podanie Marcina Hermana dotarło do Tomiczka, który w pojedynku z bramkarzem zebrzydowiczan podwoił dorobek swojej drużyny.
Podopiecznych trenera Pudy stać było na odpowiedź, ale raptem jedną – z 51. minuty, gdy Gracjan Piotrowski z najbliższej odległości dobił wcześniejszy strzał Cedry. W końcówce wyrównaniem zapachniało m.in. przy próbie Krystiana Kaczmarczyka. Miejscowi kibice unieśli już ręce do góry, ale bramkarz raz jeszcze wyciągnął się, jak struna, by zapobiec nieszczęściu. Skałka tymczasem groźnie kontrowała, a co kluczowe – obroniła zaliczkę uzyskaną przed godziną potyczki.
– Mieliśmy swój plan na ten mecz, grając trochę niżej. Walka na boisku dominowała, a w sytuacji naszej, jak i przeciwnika, absolutnie najważniejszy był wynik. Bardzo się z tej wyjazdowej zdobyczy cieszymy – oznajmił Dawid Szczotka, szkoleniowiec zespołu z Żabnicy.