Mający przysłowiowy nóż na gardle i ubiegający się o awans zespół z Lędzin nie zdołał podnieść się po sobotniej stracie punktów w Dankowicach. W konfrontacji z młodzieżą Rekordu dotychczasowy wicelider wypadł o tyle blado, że nie potrafił zamienić na gola żadnej ze swych akcji zaczepnych, choć tych - zwłaszcza w premierowej połowie - lędzinianie kilka w niezły sposób przeprowadzili. Najaktywniejszy z przodu był Grzegorz Kostrzewa, ale i jego instynkt snajperski wyjątkowo w środowy wieczór zawodził. Druga część? O niej piłkarze MKS-u chcieliby zapewne szybko zapomnieć...
 



"Rekordziści" tuż przed zejściem do szatni objęli prowadzenie. Ze stałego fragmentu gry dośrodkował Szczepan Mucha, a głową piłkę w "prostokącie" umieścił Antoni Olek. Napędziło to grę miejscowych o tyle, że niebawem po powrocie na murawę przeciwnika finalnie dobili. W 52. minucie rzut wolny doskonale wykonał Zachariasz Mucha, a przystawiający głowę Konrad Liszka dopełnił formalności. Z drogi prowadzającej do efektownej kanonady 5:0 bielszczanie nie zeszli. Trafienia Szymona Sobierajewicza, Olka "z wapna", a wreszcie Adama Kusia - co istotne poprzedzone "cegłą" dla zawodnika gości Filipa Statkiewicza - idealnie wpisały się w klimat rezultatu wymarzonego z perspektywy "dwójki" Rekordu, ale i nade wszystko... lidera z Bestwiny, który od IV-ligowej promocji jest aktualnie o krok.

- Nie był to wcale taki jednostronny mecz, jak wskazuje wynik na to. Faktem jest, że zagraliśmy najlepiej w tej rundzie, a po drugiej bramce strzelonej przez nas i czerwonej kartce rywal już spasował - zaznacza Szymon Niemczyk, szkoleniowiec Rekordu II.