Losy derbowej potyczki bestwinian z „dwójką” Podbeskidzia rozstrzygnęły się zaskakująco szybko. Już w 30. minucie rywalizacji goście prowadzili wysoko 4:0, całkowicie dominując boiskowe wydarzenia. – Wyglądaliśmy dramatycznie, bardzo ospale. To była prawdziwa katastrofa. Źle weszliśmy w mecz, popełnialiśmy błędy indywidualne, także w ustawieniu, brakowało nam odpowiedniej agresji. Wypada tylko przeprosić kibiców za to, co działo się w pierwszej połowie. Nie ma na taką postawę żadnego wytłumaczenia – grzmi Sławomir Szymala, szkoleniowiec IV-ligowego beniaminka.

 



Ekipa z Bestwiny korzystniej wypadła po przerwie, nie zdołała jednak zaliczyć nawet gola honorowego, podczas gdy bielszczanie rezultat wyśrubowali na efektowne 5:0. – Rywal wygrał w pełni zasłużenie. Nie mieliśmy się mu czym przeciwstawić pod względem piłkarskim, tym bardziej przy kolejnych osłabieniach kadrowych, z jakimi do spotkania przystąpiliśmy – dodaje trener rozbitych w sobotniej konfrontacji gospodarzy.

Wywołany wątek personalny jest o tyle znamienny, że szkoleniowiec bestwińskiego zespołu istotnie nie miał wielkiego pola manewru. W ofensywie dostrzegalny „gołym okiem” był brak Patryka Wentlanda, Jakuba Raszki oraz Artura Sawickiego, co nie jest optymistycznym prognostykiem przed finiszem rundy, jaki czeka piłkarzy LKS-u w Łękawicy.