
Piłka nożna - IV liga
Z tabeli niespodzianka, z gry niekoniecznie
Derby beskidzkie zainaugurowały program ostatniej soboty września na szczeblu IV ligi śląskiej.
Najwyżej sklasyfikowany przed kolejką beskidzki zespół, a więc LKS Czaniec był nieznacznie faworyzowany. To jednak tylko z racji tabeli, która – jak się dziś okazało – nie zawsze idzie w parze z tym, co „w realu” na boisku. Wszak przyjezdni z Landeka byli drużyną mocniejszą. – Tabelę można by równie dobrze odwrócić, bo to my kontrolowaliśmy przebieg spotkania – ocenia Krystian Odrobiński, szkoleniowiec Spójni.
I niejako na potwierdzenie przywołać można najistotniejsze zdarzenia premierowej części, w której okazji bramkowych goście wypracowali sobie więcej. W 7. minucie Konrad Bukowczan po rajdzie w bocznym sektorze huknął w poprzeczkę. Taki sam efekt przyniósł w końcówce tej połowy strzał Mariusza Masternaka, odbity właśnie na aluminium przez Jakuba Felscha. Doskonałe szanse landeczan przedzielił gol, o którego w 28. minucie pokusił się Kamil Bezak. Pomocnik uderzył z pozoru tak, że golkiper LKS-u powinien sobie z ową próbą poradzić. Stało się jednak inaczej, a futbolówka po koźle ugrzęzła „w sieci”.
Także otwarcie drugiej odsłony należało do Spójni. W 47. minucie J.Felsch wygrał pojedynek „oko w oko” z Mykhailo Lavrukiem, ale nic do powiedzenia nie miał w 55. minucie, gdy Lavruk główkował nieomylnie z bliskiej odległości po wrzutce Damiana Nieśmiałowskiego. Przyjezdni mający w zanadrzu solidną zaliczkę rozochocili się, co mogli przypłacić utratą kontroli nad meczem... – W pewnym momencie za bardzo się otworzyliśmy, zamiast bronić jednak staranniej korzystnego wyniku – opowiada trener Spójni.
Końcówka była toteż emocjonująca. W 89. minucie Bartłomiej Borak znalazł sposób na Łukasza Krzczuka, dając podopiecznym Szymona Waligóry nadzieję, by wyszarpać „oczko”. Zabójczą przy dążeniach miejscowych okazała się jednak kontra, po której w okienko bramki czanieckiej drużyny wcelował w doliczonym czasie lewą nogą Bartosz Rutkowski.
I niejako na potwierdzenie przywołać można najistotniejsze zdarzenia premierowej części, w której okazji bramkowych goście wypracowali sobie więcej. W 7. minucie Konrad Bukowczan po rajdzie w bocznym sektorze huknął w poprzeczkę. Taki sam efekt przyniósł w końcówce tej połowy strzał Mariusza Masternaka, odbity właśnie na aluminium przez Jakuba Felscha. Doskonałe szanse landeczan przedzielił gol, o którego w 28. minucie pokusił się Kamil Bezak. Pomocnik uderzył z pozoru tak, że golkiper LKS-u powinien sobie z ową próbą poradzić. Stało się jednak inaczej, a futbolówka po koźle ugrzęzła „w sieci”.
Także otwarcie drugiej odsłony należało do Spójni. W 47. minucie J.Felsch wygrał pojedynek „oko w oko” z Mykhailo Lavrukiem, ale nic do powiedzenia nie miał w 55. minucie, gdy Lavruk główkował nieomylnie z bliskiej odległości po wrzutce Damiana Nieśmiałowskiego. Przyjezdni mający w zanadrzu solidną zaliczkę rozochocili się, co mogli przypłacić utratą kontroli nad meczem... – W pewnym momencie za bardzo się otworzyliśmy, zamiast bronić jednak staranniej korzystnego wyniku – opowiada trener Spójni.
Końcówka była toteż emocjonująca. W 89. minucie Bartłomiej Borak znalazł sposób na Łukasza Krzczuka, dając podopiecznym Szymona Waligóry nadzieję, by wyszarpać „oczko”. Zabójczą przy dążeniach miejscowych okazała się jednak kontra, po której w okienko bramki czanieckiej drużyny wcelował w doliczonym czasie lewą nogą Bartosz Rutkowski.