Mając na uwadze przebieg rywalizacji można stwierdzić, że finalny remis jest zaskoczeniem. W 11. minucie po dalekim dorzucie Szymona Stawowczyka niedokładnie w kierunku własnego bramkarza podał Jakub Krawczyk. Z prezentu skorzystał umiejętnie lobujący Piotr Górny i goście objęli prowadzenie wzorem poprzednich ligowych spotkań. I tu podobieństwo kolejne, bo kiedy wybiła godzina meczu Smrek... przegrywał. W 36. minucie Mateusz Janik poprawił bezlitośnie po odbitym przez Rafała Pępka strzale Bartosza Kusa. Z kolei 60. minutę okrasił świetną główką Marcin Gustyński, finalizując „centrę” z kornera autorstwa Karola Kubieńca. Radziechowianom o tyle grało się wtedy łatwiej, iż w 30. minucie za akcję ratunkową wobec M. Janika przedwcześnie do szatni odesłany został Mieczysław Targosz.

– Na potęgę marnowaliśmy nasze szanse, a do tego te indywidualne pomyłki – mówi z rozczarowaniem w głosie Sebastian Gruszfeld, szkoleniowiec „Fiodorów”. W 21. minucie najlepszą z szans dla GKS-u zaprzepaścił Patryk Pawlus – raz uderzając w golkipera przyjezdnych, a raz dobijając spudłował z 6. metra. Kiedy gospodarze prowadzili 2:1 w sytuacji sam na sam źle piłkę przyjął M. Janik. Nawet w doliczonym czasie gry GKS mógł fetować zdobycz, lecz po wrzutce Szymona Szczyrka dokładności zabrakło Tomaszowi Janikowi.

I być może radziechowianie nie ubolewaliby aż tak nad zmarnowanymi szansami, gdyby nie zdarzenie z 80. minuty. Bramkarz Adrian Rodak zasadnie oznajmił obrońcom, że futbolówkę złapie, po czym rzucił się do niej, lecz z rąk wypuścił. „Babola” nie omieszkał spożytkować Vinicius – nowy nabytek w Ślemieniu, który zapewnił Smrekowi strzałem do pustej bramki premierowy punkt w bieżących rozgrywkach.

– Wyszarpany remis z pomocą od rywala. Co ciekawe, był to najsłabszy nasz występ w tym sezonie, a przy szczęściu z wyjazdową zdobyczą – komentuje trener gości Sławomir Bączek.