Skoczowianom w meczu z "Fiodorami" w pełni swojego celu zrealizować się nie udało, wszak z Radziechów i Wieprza wywieźli raptem punkt. Choć pierwsza połowa zapowiadała, że Beskid do domu wracać będzie z zerowym dorobkiem "oczek", wszak gospodarze stosunkowo szybko zdołali objąć dwubramkowe prowadzenie. Wpierw Romana Nalepę zaskoczył... kolega z zespołu. Po centrze z bocznego sektora boiska Adrian Borkała niefortunnie skierował piłkę do własnej bramki. Po chwili na listę strzelców wpisał się natomiast Adam Kozielski
 
- Druga połowa była zdecydowanie lepsza w naszym wykonaniu. Gdybyśmy mieli trochę więcej szczęścia, to mogliśmy ten mecz nawet wygrać - przyznał Jarosław Kupis, szkoleniowiec beniaminka, który po zmianie stron ruszył do odrabiania strat. Nim tak się jednak stało, to GKS miał wyborną okazję, aby "zamknąć" to spotkanie. Po zagraniu ręką Szymona Dudeli sędzia wskazał na "wapno", a świetną interwencją po strzale z 11. metra popisał się Nalepa. Był to impuls dla skoczowian. 
 
W 65. Szymon Bezeg dorzucił w pole karne futbolówkę, ta nieco się tam "zamieszała", by ostatecznie trafić na głowę skutecznego Mieczysława Sikory. Wkrótce dogodną okazję na wyrównanie miał Mateusz Wrana, lecz przestrzelił. W pełni zrehabilitował się jednak  minucie 79., gdy - podobnie jak Sikora - pokonał Łukasza Byrtka "głową". - Pozostaje lekki niedosyt, ale szanujemy ten cenny dla nas punkt - podsumował trener Beskidu.