Przed 4. kolejką "okręgówki" podopieczni Tomasza Sali mieli na swoim koncie jeden punkt - Metal zremisował w Żabnicy ze Skałką, pozostałe spotkania przegrał. W starciu z Podhalanką beniaminek faworytem także nie był, niemniej jednak po premierowym kwadransie gry niespodzianki wykluczyć nie można było. Dobra postawa na wstępie rywalizacji zaowocowała sytuacją doskonałą do pokonania Szymona Kurowskiego. Po dośrodkowaniu w pole karne Damianowi Tomiczkowi niewiele zabrakło, by piłkę sięgnąć i skierować do bramki. 
 
- Był to ciekawy mecz, choć pierwsza połowa to jedna wielka nieskuteczność. Przede wszystkim mówię to w kontekście mojej drużyny, bo dobrych okazji wypracowaliśmy sobie sporo - zauważa Mariusz Kozieł, trener zespołu z Milówki, który na prowadzenie wyszedł w drugiej połowie. 
 
W 51. minucie Piotr Motyka dośrodkował z rzutu rożnego, a w polu karnym rywala najlepiej odnalazł się Szymon Śleziak. Wkrótce padła 2. bramka dla gospodarzy. Tym razem na listę strzelców po ładnej akcji Macieja Wołtyły wpisał się Maciej Hutyra. Zabójczy kwadrans w wykonaniu Podhalanki zakończył w sposób najlepszy z możliwych Motyka, wykorzystując szybki kontratak drużyny.

Zaskoczona takim obrotem spraw drużyna z Węgierskiej Górki swoich szans szukała do końca. Bliski szczęścia był m.in. Damian Gołębiowski, który zza pola karnego oddał mocny, mierzony strzał - niestety piłka przeleciała tuż obok słupka. 
 
- W drugiej połowie zespół konsekwentnie realizował założenia. Cierpliwie czekaliśmy na gola, nie było mowy o żadnym podpalaniu się. To przyniosło efekt w postaci 3 bramek. Wygraliśmy zasłużenie, ale Metal zagrał solidny mecz - podsumował Kozieł.