– Wszyscy są już stęsknieni za ligą i w pełni można to zrozumieć. My natomiast mamy zgodę na trenowanie w liczbie do 25 osób, ale na rozgrywanie meczów na obiekcie w Wiśle już nie – przyznaje Tomasz Wuwer, trener WSS Wisła. – Bałagan jest niesamowity, a regulacje prawne bardzo się od siebie różnią. Opinia, którą my otrzymaliśmy od radcy prawnego absolutnie nie zezwala nam na grę – dodaje szkoleniowiec ekipy, która w weekend ma zgodnie z terminarzem zmierzyć się z Podhalanką w Milówce.

Wiślański klub nie jest zresztą osamotniony w tej materii w stawce „okręgówki” żywiecko-skoczowskiej. Niedostępny dla drużyny ma być także stadion w Skoczowie, a to oznacza, że sobotnia konfrontacja tamtejszego Beskidu z Góralem Żywiec stoi pod dużym znakiem zapytania. – Jako klub jesteśmy podmiotem prowadzącym działalność gospodarczą. Jeżeli zagramy, a co za tym idzie złamiemy rozporządzenie rządowe, to mamy po tarczy, którą otrzymaliśmy jako formę pomocy. Nie mam zamiaru ryzykować i narażać się na koszty. Takie jest stanowisko zarządu. Jesteśmy pod ścianą i zawiadomiłem o tym organ prowadzący ligę – grzmi z kolei Ryszard Klaczak.
 



Prowadzący rozgrywki Podokręg Żywiec nie wyobraża sobie, aby mecze niektórych drużyn były przekładane. – Opieramy się na opinii, którą otrzymaliśmy z Polskiego Związku Piłki Nożnej. Jasno wskazuje ona, że możemy grać i w całym kraju do tego się dostosowano – podkreśla prezes Dariusz Mrowiec.

Całkiem prawdopodobne jest, że gospodarze tych spotkań, które do skutku nie dojdą z racji zamknięcia obiektów, zostaną ukarane... walkowerami. – Nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Byłoby to bardzo krzywdzące i zarazem jak najbardziej do podważenia – komentuje trener zespołu z Wisły.

Na dziś Podokręg zaplanował ostatnie przed wiosenną inauguracją spotkania z klubami – wpierw z tymi z grupy mistrzowskiej, następnie zaś spadkowej. W ich następstwie zapadną finalne decyzje.