- Wynik z pierwszej części podciął nam "skrzydła". Przespaliśmy premierowe 45. minut, nie wyszliśmy z szatni. Popełnialiśmy proste błędy, traciliśmy głupie bramki. W drugiej jednak rywalizowaliśmy z Podbeskidziem, jak równy z równym. Choć przy tym wyniku może to zabrzmi śmiesznie, ale przy odrobinie więcej szczęścia i lepszej pierwszej połowie, moglibyśmy pokusić się o niespodziankę - ocenia Tymoteusz Chodźko, szkoleniowiec Soły. 

 

Trudno nie przyznać racji naszemu rozmówcy. Soła w pierwszej części była zaledwie tłem dla trzeciej drużyny Podbeskidzia. Już w pierwszych minutach do siatki rywala trafił Maciej Gruca, wykorzystując podanie z bocznego fragmentu boiska od Iwa Reguły. W minucie 10. było 2:0, gdy Klaudiusz Jurek zrobił pożytek z dogrania od Piotra Dyczka. Ten natomiast w 27. minucie wykorzystał błąd golkipera Soły, który zbyt długo trzymał piłkę przy nodze. Soła w tej części meczu nie stworzyła sobie żadnej dobrej okazji bramkowej. Co innego po zmianie stron... 

 

Kobierniczanie w drugiej połowie mieli swoje szanse. Ciekawostką jest fakt, że 2-krotnie sędzia nie uznał bramki Wojciecha Brońki. Groźnie główkował Chodźko, próby podejmował także Konrad Talik... Większą skutecznością cechowali się bielszczanie. Zwycięstwo faworyta w drugiej połowie przypieczętowali: Filip Piecuch oraz Antoni Brańczyk.