- W pierwszej połowie meczu Podhalanka mnie nieco rozczarowała. Zdecydowanie więcej spodziewałem się po tym zespole. A może to po prostu my tak dobrze zagraliśmy? - zastanawiał się w rozmowie z naszym portalem Sebastian Gruszfeld, trener Borów Pietrzykowice. 
 
Gospodarze w inauguracyjnych 3 kwadransach gry byli stroną przeważającą. Już w 5. minucie Michał Socha powinien otworzyć wynik meczu, ale uderzając z bliskiej odległości nastawił się na siłę, nie technikę - nie była to słuszna decyzja. Wkrótce precyzji zabrakło Rafałowi Durajowi. Wreszcie w 37. minucie Dawid Zoń przymierzył z rzutu wolnego nie do obrony. - Lewą nogą mógłby wiązać krawaty. Przepiękna bramka - zauważa Gruszfeld. 
 
Niekorzystny wynik sprawił, że w rewanżowej części spotkania drużyna z Milówki ruszyła do ofensywy. Zawodnicy prowadzeni przez Mariusza Kozieła swoich okazji szukali przede wszystkim po stałych fragmentach gry, lecz szczelna defensywa Borów nie dawała się zaskoczyć. Swoich szans próbował m.in. aktywny Artur Kitka. W 71. minucie Podhalanka dopięła jednak swego, gdy Kamila Madejskiego z rzutu wolnego pokonał Piotr Motyka.

W końcówce spotkania szczęście dopisało miejscowym. Adrian Dobija w polu karnym wygrał pojedynek 1 na 1 i zdecydował się na uderzenie - piłka odbiła się od defensora z Milówki, a rykoszet zaskoczył bezradnego Kurowskiego. 
 
- Podhalanka w drugiej połowie przeważała, ale nie miała jakichś setek. Moim zdaniem zasłużyliśmy na to zwycięstwo bardzo dobrą pierwszą połową oraz solidną grą w obronie - podsumował opiekun pietrzykowian.