Zwycięski come-back
Jan Błachowicz, wojownik z Cieszyna, zapomniał już o niedawnej kontuzji i utracie mistrzowskiego pasa UFC w kategorii półciężkiej. Dowiódł tego nad ranem polskiego czasu w Las Vegas.
Walka z Austriakiem Aleksandarem Rakiciem była pierwszą dla Jana Błachowicza od ubiegłorocznej przegranej z Gloverem Teixeirą w pojedynku mistrzowskim. Wiązała się z nią zatem uzasadniona niepewność o formę Polaka, tym bardziej, że w marcu konfrontacja dziś przeprowadzona nie doszła do skutku, a to z uwagi na kontuzję "Cieszyńskiego Księcia".
Już pierwsza runda pokazała, że w Las Vegas starcie będzie miało przebieg wyrównany. Na twarzy Błachowicza pojawiło się dość szybko rozcięcie, ale to właśnie nasz reprezentant częściej punktował rywala - czy to kopnięciami na łydkę, czy też kombinacją uderzeń w tułów i szczękę. Dopiero w kolejnej odsłonie walka przeniosła się na krótki fragment do parteru, ale przewagi żaden z fighterów nie zdobył. I jeśli za całokształt rundy należałoby przyznać ocenę, to ta byłaby jednak wyższa w przypadku Rakicia.
Co najistotniejsze, nadeszło w następnej 5-minutówce. Po jednym z kopnięć przeciwnik Polaka złapał się za nogę. 39-letni cieszynianin zamierzał to wykorzystać, ale okazało się to niepotrzebne. Uraz uniemożliwił Rakiciowi kontynuowanie batalii, przez co 29. wygrana Błachowicza w karierze w oktagonie ziściła się.