Do szlagierowo zapowiadającej się potyczki oba zespoły przystąpiły personalnie osłabione. Maksymilian Gowin z uwagi na kartki i Kacper Marian z powodu urazu przymusowo pauzowali w ekipie żywieckiej, goście z kolei nie mogli liczyć na podstawowego golkipera Romana Nalepę oraz pomocnika Krzysztofa Surawskiego. Ubytki zdecydowanie bardziej dostrzegalne okazały się w przypadku Beskidu, który na dobrą sprawę nie zdołał przeciwstawić się nad wyraz solidnym dziś gospodarzom.

Żywczanie inicjatywę przejęli błyskawicznie, golami stemplując świetny kwadrans otwierający spotkanie. W 7. minucie Jakub Pieterwas „urwał się” Konradowi Chrapkowi, po czym z ostrego kąta uderzył bez właściwej riposty Konrada Krucka. Golkiper Beskidu niebawem znów musiał sięgać „za kołnierz”. Gol Grzegorza Szymońskiego obciąża w dużej mierze konto środkowego obrońcy Michała Padło, który dopuścił się straty piłki w newralgicznym sektorze boiska. Równy kwadrans meczu piłkarze Górala mogli zwieńczyć jeszcze efektowniej. Uderzenie Pieterwasa zakończyło jednak swój lot na poprzeczce.
 



Przy tak wybornym starcie jednych, równocześnie zaskakująco kiepskim drugich – efekt inny być nie mógł, jak okazałe prowadzenie podopiecznych Bartosza Woźniaka. – Graliśmy bardzo bojaźliwie i na wiele przeciwnikowi pozwalaliśmy. Nie wyglądało to dobrze, a co równie martwiące nieszczególnie widać było poprawę w dalszej części meczu – opisuje Marcin Michalik, szkoleniowiec skoczowian.

Wprawdzie w 28. minucie Michał Szczyrba strzałem z dystansu z 18. metrów pokonał bramkarza Górala, to owe trafienie kontaktowe nie zmieniło biegu zdarzeń. Miejscowi po pauzie również dominowali, by przypieczętować sukces w 63. minucie. Maciej Łącki idealnie obsłużył podaniem z głębi pola Szymońskiego, który z pokonaniem Krucka nie miał żadnych trudności. Przy wyniku 3:1 Góralowi krzywda stać się już nie mogła, a w kilku sytuacjach, gdy konkretnie kotłowało się w obrębie „świątyni” ekipy ze Skoczowa, dystans między dzisiejszymi konkurentami ulec mógł zwiększeniu.

Góral awansował na fotel wicelidera stawki, Beskid z kolei coraz wyraźniej traci dystans do „szpicy”. Przegrana opisana powyżej była drugą w tym roku, przy wcześniejszej domowej z... żywiecką Koszarawą.