Mistrz „okręgówki” z minionego sezonu przekonał się dziś, że o zdobycze po awansie wcale łatwo nie będzie. Inna sprawa, że bestwinianie przed zadaniem stanęli naprawdę trudnym, wszak Spójnia i w rozgrywkach właśnie rozpoczętych może być jedną z tych drużyn, która będzie ton lidze nadawać. Już pierwsza połowa upłynęła pod znakiem wyraźnego naporu bardziej ogranego z IV-ligowców, który jednak raził nieskutecznością. Szymon Kubica główkował w poprzeczkę, Tomasz Zawadzki przegrał starcie z Kacprem Mioduszewskim, a Mateusz SkrobolMariusz Bojarski w dogodnych sytuacjach celowali ponad bramką. Wyjątek miał miejsce w minucie 24. Zawadzki do strzelenia gola potrzebował rzutu karnego, który był konsekwencją faulu Mateusza Włoszka na Danielu Sobasie w sytuacji zupełnie niegroźnej. A gdyby w tzw. międzyczasie Krystian Patroń nie spudłował głową z 5. metrów, to faworyt wcale nie miałby komfortowego położenia na półmetku konfrontacji.

Nic toteż dziwnego, że szkoleniowiec Krystian Odrobiński nie mógł być w pełni zadowolony z postawy podopiecznych przy skromnej zaliczce. – Dochodziliśmy stosunkowo łatwo do sytuacji, ale marnowaliśmy je na potęgę. Zamiast „zamknąć” mecz przed przerwą, to musimy walczyć o wygraną w drugiej połowie – przyznaje opiekun futbolistów z Landeka.
 



Istotnie beniaminek podjął rękawicę i usiłował Spójni realizację celu utrudnić. Po godzinie bestwinianie doczekali się trafienia. Ze skrzydła Krystian Makowski dograł do Wojciecha Wilczka, który w swoim stylu doprowadził do wyrównania. Ofensywna jakość była mimo wszystko domeną Spójni, która w 67. minucie postarała się o zwycięską bramkę. Po przytomnym przerzucie Mariusza Masternaka indywidualnie w „16” wdarł się Zawadzki, „objeżdżając” doświadczonych obrońców LKS-u i zmuszając jego golkipera do kapitulacji. Gol ten trzeba uznać za zasłużony, wszak niezmiennie zespół z Landeka był zespołem lepszym, choć nie tak wyraźnie, jak przed pauzą. Wtórnie nie imponował wykańczaniem dogodnych okazji, by wspomnieć „setki” Sobasa i Kubicy.

– Wyszliśmy na mecz przestraszeni i w pierwszej części zaprezentowaliśmy się wręcz dramatycznie. Po powrocie z szatni wyglądało to znacznie lepiej. Wygrała drużyna lepsza, ale nie mamy się czego wstydzić – skwitował Sławomir Szymala, trener bestwinian.