
Bohater ostatniej akcji
Hitowo zapowiadała się konfrontacja MRKS-u Czechowice-Dziedzice z LKS-em Czaniec w ramach 18. kolejki IV Ligi Śląskiej gr. 2. Kibice zgromadzeni na stadionie przy ul. Legionów na decydujące trafienie musieli czekać aż do końca spotkania.
Od początku meczu inicjatywę próbowali przejąć podopieczni Szymona Waligóry, którzy zastosowali wysoki pressing mający przeszkodzić miejscowym w rozgrywaniu piłki od własnej bramki. Mimo tych prób, pierwszą dogodną sytuację stworzył ich rywal. W 16. minucie "oko w oko" z Patrykiem Kierlinem stanął Jakub Raszka, ale nie zdołał skutecznie wykończyć tej znakomitej okazji i wyprowadzić swojego zespołu na prowadzenie. Przyjezdni próbowali za to zgarnąć zaliczkę za sprawą uderzeń z dystansu. Wszystko zatem, co wydarzyło się na murawie podczas pierwszej połowy tego meczu zapowiadało, że drugie okrążenie, o którym mówił w zapowiedzi trwającej kolejki trener Wojciech Białek, może się ponownie okazać wolniejsze.
Szkoleniowiec MRKS-u mógł utwierdzić się w tym przekonaniu także podczas trwania drugiej odsłony tego spotkania, bo to jego podopieczni stworzyli sobie kilka dogodnych sytuacji. W 60. minucie do sytuacji sam na sam mógł bowiem dojść Damian Zajączkowski, ale zmarnował ją niedokładnym przyjęciem piłki. Zdołał zakończyć co prawda akcję strzałem, ale nie znalazł on drogi do bramki. W podobnej sytuacji znalazł się także Kamil Szary, który elementy piłkarskiego rzemiosła wykonał prawidłowo, oprócz tego najważniejszego, czyli strzału, który trafił w interweniującego Kierlina.
Co przyjezdnym nie wychodziło przez niemal całe spotkanie, wyszło im w najważniejszym momencie. Gdy stadionowy zegar wskazywał 90. minutę po lewej stronie boiska piłkę przejął Patryk Świniański. Jego dośrodkowanie minęło jednak wzdłuż całe pole karne. Mimo to znalazło innego zawodnika LKS-u po przeciwległej stronie boiska, a ten dośrodkował na dalszy słupek. Znalazł się tam autor wcześniejszego dośrodkowania, który strzałem z okolic 5. metra strzelił w krótki róg, a piłka po jego uderzeniu odbiła się jeszcze od pleców interweniującego Patryka Riabowskiego. Tym samym młody pomocnik LKS-u Czaniec zapewnił swojej drużynie ważny komplet punktów.
- Mecz był wyrównany, choć lepiej rozpoczął go rywal. Na początku nie mogliśmy sobie poradzić z wysokim pressingiem, ale z czasem okrzepliśmy i tworzyliśmy dogodne sytuacje. To było spotkanie z kategorii "kto strzeli, ten wygra", dlatego szkoda, że nie zdołaliśmy wykorzystać swoich okazji i przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść - podsumował mecz zawiedziony jego rozstrzygnięciem szkoleniowiec MRKS-u.