Spotkanie miało dość specyficzny przebieg. Niby derby, niby prestiżowe spotkanie, a przez długi czas na boisku nie działo się wiele. – Pierwsza połowa wyglądała tak, jakby żadna ze stron nie chciała się skrzywdzić. Z naszej strony były jakieś próby kontrataków, ale wszystko było zbyt pasywne – ocenia trener MRKS-u Jarosław Kupis. Z tą opinią zgadza się również szkoleniowiec LKS-u. – Do ostatniego kwadransa niewiele się działo na boisku – przyznaje Szymon Waligóra. 

 

 

Istotnie, w 75. minucie Sebastian Wiśniowski wykorzystał nieporozumienie między Rafałem Żurkiem a bramkarzem LKS-u, Jakubem Świerczkiem, czym dał prowadzenie drużynie z Czańca. Od tego momentu obraz meczu uległ diametralnie zmianie. Czechowiczanie rzucili się do zmasowanego ataku. Sporo dobrego wniosło wprowadzenie Karola Lewandowskiego, który był bardzo aktywny w ofensywie MRKS-u. To zaowocowało golem z 85. minuty, kiedy to Lewandowski dobrze odnalazł się w polu karnym po dośrodkowaniu Wojciecha Loranca. 

 

Gospodarze oprócz tego mieli kilka okazji, aby pokusić się w ostatnim kwadransie o więcej niż jedną bramkę. Patryk Kierlin dobrze obronił próbę Loranca, swoje okazje po uderzeniach głową miał Lewandowski... Aż szkoda, że cały mecz nie wyglądał tak, jak jego ostatnie minuty.