
Dwa razy prowadzili i z niczym wrócili
Na jeden z najdalszych wyjazdów udali się piłkarze II-ligowego Rekordu, którzy zmierzyli się ze Świtem Szczecin. Mimo momentami dobrej gry bielszczanie musieli przełknąć gorycz porażki.
Gospodarze od pierwszej minuty chcieli nadawać ton boiskowej rywalizacji z Rekordem. Owszem, to Świt był częściej przy piłce w premierowej odsłonie spotkania, jednak nie miało to odzwierciedlenia w rezultacie. W minucie 11. "na posterunku" był bramkarz "rekordzistów" Wiktor Kaczorowski, a chwilę później Szymon Kapelusz nie wykazał się dostateczną precyzją. W 33. minucie kibice doczekali się jednak otwarcia rezultatu. Na prowadzenie wyszedł Rekord dzięki sprytnemu uderzeniu Jakuba Kempnego z okolic pola karnego.
Długimi fragmentami bielszczanie tworzyli "monolit" w formacji defensywnej, skutecznie odpierali ataki rywali. Koncentracji zabrakło jednak tuż przed zejściem do szatni. Nieupilnowany Krzysztof Janiszewski skorzystał na dograniu z rzutu rożnego i do przerwy mieliśmy remis.
Druga część zaczęła się wybornie dla "biało-zielonych". W 56. minucie Daniel Świderski wyprowadził Rekord na ponowne prowadzenie, wykorzystując rzut karny podyktowany za faul na Hubercie Żyrku. Ponownie jednak bielszczanie nie zdołali utrzymać korzystnego rezultatu. 5 minut później Krzysztof Ropski spuentował oskrzydlającą akcję swego zespołu i pokonał Kaczorowskiego. Ten sam zawodnik poszedł za ciosem i w 74. minucie zdobył bramkę - po składnej kontrze - na wagę trzech punktów dla Świtu.