
"Dwójki" niemal równe sobie
Na mecz z IV-ligowym liderem udały się rezerwy Podbeskidzia, a to najlepiej wskazywało na skalę trudności inauguracji wiosennej części rozgrywek dla bielszczan.
Rywalizacja drużyn z przeciwnego bieguna tabeli była nie dość, że ciekawa, to jeszcze wyrównana i stojąca na wysokim poziomie. O tyle można się było tego spodziewać, iż zarówno "dwójka" Rakowa, jak i Podbeskidzia miała w swoich szeregach posiłki kadrowe z pierwszych zespołów. Obraz gry nijak nie oddawał zarazem różnicy w IV-ligowej tabeli...
W 30. minucie częstochowianie dokonali otwarcia wyniku na swoją korzyść. Arbiter uznał, że w zamieszaniu po rzucie wolnym faulu dopuścił się Bartosz Bieroński. Sytuacja wzbudziła kontrowersje i niezadowolenie bielszczan, ale sędzia pozostał nieugięty, a nic sobie z nerwowej atmosfery nie robiąc futbolówkę do siatki posłał Jakub Łukasiewicz. Bielski zespół zdołał wyrównać w 57. minucie. Akcję zwieńczoną dośrodkowaniem przeprowadził Nikodem Gancarczyk, a główka Wojciecha Szumilasa zaskoczyła golkipera Rakowa II. Kolejna zmiana rezultatu okazała się ostateczna. Gospodarze w 73. minucie za sprawą Macieja Suskiego odzyskali nikłe prowadzenie, by mimo wysiłków bielskiej drużyny zachować je do końcowego gwizdka rozjemcy.
Goście takiego stanu rzeczy mogą żałować. Bliscy wywiezienia "oczka" z trudnego terenu i owszem byli. Z sytuacji dogodnych do wspomnienia choćby nieznacznie chybiona nad bramką główka Dawida Ściuka. Przy kilku innych akcjach zaczepnych brakowało elementu zaskoczenia w postaci decydującego podania otwierającego drogę do "świątyni" lidera. - Mecz na dużej intensywności, w którym spokojnie remis był w zasięgu i bardziej odzwierciedlałby przebieg spotkania - ocenił Tomasz Górkiewicz, szkoleniowiec rezerw Podbeskidzia.