Kwadrans otwierający spotkanie Tempa z LKS-em Czaniec należał do gospodarzy. Bliski strzelenia gola był Adam Morys, którego w ostatniej chwili powstrzymali defensorzy przyjezdnych. Ponad bramką piłkę przeniósł z kolei Piotr Wojnar. Z obiecującego startu nic nie pozostało, gdy w 38. minucie pierwszy groźny strzał czanieckiej drużyny przyniósł jej trafienie. Wojciech Maciejowski próbę Oleksandra Apanchuka jeszcze obronił, ale wobec dobitki Oskara Kojdera nic zaradzić nie mógł.

Scenariusz drugiej odsłony uległ tak naprawdę powtórce, bowiem Tempo przeciwnikowi nie ustępowało. Potwierdzeniem świetne okazje, by wyrównać. Alan Pastuszak z 5. metra wolejem trafił prosto w Krzysztofa Pieczonkę. Golkiper LKS-u był też na posterunku, parując na rzut rożny futbolówkę po akcji Morysa z Wojnarem. Jak zdobywać gola, pokazali ponownie zawodnicy z Czańca. W 81. minucie wyprowadzili kontrę, a ostatnim jej akcentem było uderzenie, jakie „do sieci” wykonał Andrii Apanchuk. Rezultat na korzyść wyżej notowanej w tabeli ekipy mógł być wyższy, m.in. Filip Handy ostemplował słupek w pojedynku z Maciejowskim. W 90. minucie arbiter zawahał się, gdy na granicy „16” sfaulowany został Michał Pszczółka, by ostatecznie zaordynować rzut wolny, z którego puńcowianie – wzorem wszystkich wcześniejszych zapędów w ofensywie – żadnej korzyści nie uzyskali.

– Ciężko przychodzi nam zdobywanie goli, a punktów za tym nie ma. Niedosyt, który ponownie odczuwamy ma związek z przebiegiem gry i stwarzanymi sytuacjami pod bramką rywala – zauważył po meczu grający trener Tempa. Porażka 0:2 w beskidzkim starciu była już 10. w obecnych rozgrywkach...