I to stwierdzenie możliwie najbardziej zachowawcze, bo w Wiśle futbolówka w siatce lądowała tylko raz. Miało to miejsce w 17. minucie, a przyczynkiem do tego była ręka Mateusza Tomali w polu karnym. Zaordynowana przez arbitra „11” została skrzętnie wykorzystana przez Jakuba Jelenia, który owym uderzeniem zapewnił Piastowi komplet punktów.

Czy goście triumfowali zasłużenie? To już kwestia mocno dyskusyjna, wszak na przestrzeni całego meczu więcej bramkowych sytuacji wypracowali sobie piłkarze WSS Wisła. Świetnie dysponowany był między słupkami golkiper Roman Nalepa. W pierwszej części zastopował na linii strzał Tymoteusza Pilcha, zaś w drugiej na słupek sparował uderzenie Bartosza Buszki. Co najmniej 2 doskonałe szanse miał Szymon Płoszaj, a brak finalizacji złożyć można na karb zatrucia pokarmowego, z którym snajper zmagał się jeszcze w dniu spotkania. O wyrównanie wiślanie starali się także za sprawą próby Tomali po stałym fragmencie, a w jednej z akcji nieczysto uderzali Mateusz Madzia i w poprawce również Kacper Kiraga.
 


Zespół z Cieszyna nie był równie „płodny” w konstruowaniu akcji zaczepnych. Podwyższenie rezultatu dla podopiecznych Kamila Sornata mogło się ziścić wobec pomyłki defensywy WSS, w jej następstwie nieznacznie chybił Jakub Węglorz. Poza tym „kotłowało się” po dośrodkowaniach J. Jelenia z rzutów rożnych. – Ogólnie jako cały zespół zagraliśmy poniżej naszego poziomu. Tym bardziej cieszy wygrana bez żadnego straconego gola – zauważa szkoleniowiec Piasta.

Tomasz Wuwer, trener wiślańskiej drużyny, żałował, że jego podopieczni pozostali z niczym, zachowując nikłą przewagę nad drużynami ze strefy spadkowej. – Przynajmniej zremisować powinniśmy, bo mieliśmy lepsze okazje. Generalnie był to typowy mecz na podział punktów, a obie drużyny w średnim pressingu nie zdecydowały się na bardziej otwartą grę – skomentował.