Jak można było się spodziewać, inicjatywę optyczną posiadali gospodarze. Sam początek spotkania to ich wyborna szansa, lecz zbyt słaby strzał oddał będąc przed bramkarzem LKS-u Bartosz Wojtków. Podobnie zakończyła się kolejna groźna sytuacja wypracowana przez ekipę ze Strumienia, gdy piłkę do siatki skierować usiłował Jakub Puzoń. Trafienia miejscowi doczekali się jednak przed nadejściem pauzy. W 39. minucie w zamieszaniu futbolówka została przez obrońców przyjezdnej drużyny wybita, dopadł do niej Artur Miły, kontynuując strzelecką formę zainicjowaną przed tygodniem w Rajczy.

Druga część była bardziej obfita w emocje. Wisła robiła wszystko, by na dobre przeciwnikowi „odjechać”, ale nie było to zadanie bynajmniej łatwe. Dość wspomnieć, że w 65. minucie arbiter podyktował rzut karny, ale Wojtków nie zdołał pokonać doskonale interweniującego Mateusza Filipiaka. Rezultat uległ zmianie w 77. minucie. Wojtków tym razem snajperski kunszt pokazał, bo znalazł się o właściwej porze i w miejscu potrzebnym, by dobić uderzenie Łukasza Mozlera z rzutu wolnego. W końcówce wygrana omal gospodarzom się nie wymknęła, a spora w tym zasługa ambitnego beniaminka z Pogórza. Gola kontaktowego szukał m.in. główkami Piotr Ćwielong, a w 87. minucie celu przyjezdni połowicznie dopięli po atomowym strzale Krystiana Stracha.

Po 2. kolejkach „okręgówki” na koncie Wisły „maks” i miejsce na czele stawki. – Mamy zwycięstwo, na które ciężko przepracowaliśmy. A czy kolejny komplet potwierdza nasze aspiracje? Zobaczymy wkrótce gdzie nas to zaprowadzi – wyjaśnia trener Wisły Krzysztof Dybczyński.

Wstydzić nie mogli się czego goście z Pogórza, którzy niejednemu konkurentowi mogą sprawić kłopoty. – To fakt, że wypadliśmy pozytywnie, może poza początkowym fragmentem gry, gdy byliśmy zbyt bojaźliwie. Sprawiedliwie o tę bramkę Wisła była mimo wszystko nieco lepsza – przyznaje Łukasz Hanzel, szkoleniowiec pogórzan.