- Niedosyt po tym spotkaniu jest ogromny. W szatni po meczu długo była cisza. Straciliśmy bramkę w ostatniej akcji meczu, a wcześniej mieliśmy festiwal niewykorzystanych szans. Jeśli wierzyć, że beniaminek musi zapłacić frycowe, to byliśmy tego książkowym przykładem - przyznaje Bogdan Swarzyński, trener Sokoła. 

 

Ekipa z Hecznarowic chciała narzucić swojemu rywalowi własne reguły gry. To przyniosło zamierzony efekt w 9. minucie, kiedy to Adrian Pająk z bliskiej odległości sfinalizował dobrze rozegrany korner. W kolejnych minutach Sokół nadal dyktował warunki na boisku, jednak w poczynaniach beniaminka brakowało odpowiedniej finalizacji. Dobrą okazję miał Bartłomiej Zwaryczuk, groźnie uderzał Mateusz Markiel, szczęścia zabrakło także Patrykowi Walczykowi... 

 

LKS cierpliwie czekał natomiast na swoją szanse po kontratakach i stałych fragmentach. Cierpliwość graczy ze Studzionki nagrodzona została w 62. minucie, kiedy to zawodnik gości przytomnie odnalazł się w podbramkowym zamieszaniu. 4. minuty później jednak Sokół ponownie prowadził. Swarzyński precyzyjnie przymierzył z rzutu wolnego z 20. metrów. W końcówce meczu hecznarowiczanie mieli sporo prób, aby zamknąć mecz. Maksymilian Cepiga nie wykorzystał m.in. sytuacji sam na sam oraz trafił w spojenie bramki rywala. Nieco więcej zimnej krwi zabrakło także Konradowi Ziębie czy Łukaszowi Mercie. To zemściło się w jednej z ostatniej akcji meczu. LKS Studzionka wykorzystała moment dekoncentracji w defensywie Sokoła i doprowadziła do wyniku 2:2, który przesądził o losach tego starcia.