Kocha, lubi, szanuje. Nie chce, nie dba, żartuje. Chyba każdy zna te popularne, młodzieżowe powiedzonka. Od miłości do nienawiści tylko jeden krok. Tak w życiu, jak i w sporcie. Mam swoje futbolowe miłości i każdy kto mnie zna o tym wie. Krajowe to Górale z Podbeskidzia i Jagiellonia. Zagraniczne to Bayern Monachium i FC Barcelona. Dziś będzie o dumie Katalonii, Barcelonie. I o tym odwołanym meczu...

wojtulewski

Nie przestałem kochać futbolową miłością Barcelony, ale czuję się odrzucony, poniżony i spotkał mnie ogromny, sportowy zawód. Bo ja jako lekarz pracujący w tym wspaniałym zawodzie od 45 lat jestem szczególnie uczulony na choroby, uwrażliwiony na ludzkie nieszczęście. Mam z tym kontakt niemal codziennie i solidaryzuję się ze wszystkimi piłkarzami, którzy w ten sposób zareagowali na problemy swojego trenera.

Współczucie i łączenie się w bólu z ludźmi chorymi to jedno. I to świetnie rozumiem, i przeżywam wraz z całym klubem z Katalonii. A drugie to, co od tak wspaniałego klubu powinienem oczekiwać – działania profesjonalnego i wywiązania się z umowy sportowo-biznesowej, jaką było rozegranie meczu. Usprawiedliwiłby Barcelonę nagły wypadek, niespodziewane odejście z tego świata któregoś z głównych bohaterów planowanego meczu. O wielkim nieszczęściu trenera Barcelony, jego zmaganiu się z ciężką chorobą wszyscy wiedzieli co najmniej od półtora roku. Więc niespodziewane odwołanie tego super meczu jest bardzo dziwne.

Nikt nie zna umowy między Barceloną a polskim agentem, organizatorem tego meczu. W sobotnie popołudnie pod stadionem w Gdańsku spotkałem wielu oburzonych kibiców z całej Polski, a nawet z zagranicy. Kierowali oni różne pytania pod adresem PZPN-u czy w jakiś sposób koordynował zaproszenie Barcelony do Gdańska. Czy prawnicy PZPN-u znają treść umowy zapraszającej Barcelonę do Polski? Gorzkie słowa padały też pod adresem posła Romana Koseckiego, wiceprezesa PZPN-u, członka rządowej koalicji, który powinien interesować się takimi spektakularnymi wydarzeniami. Cierpkie słowa padały też pod adresem publicznej telewizji, że tak ochoczo nadała wielką rangę temu wydarzeniu, zapowiadając bezpośrednią transmisję. Ciekawe czy reklamodawcy TVP z tego meczu znali treść umowy z Barceloną. To wszystko mogłoby wyjaśnić prawdziwe przyczyny odwołania meczu z Barceloną.

Te wszystkie pytania były ciskane pod zamkniętymi kasami na stadionie, gdzie gromadzili się ludzie oczekujący zwrotu pieniędzy za bilety. Zamiast otwartych kas i zwrotu pieniędzy zastali małą kartkę, na której było napisane, że za kilka dni zostaną podane procedury zwrotu biletów na ten mecz. A kibice zadawali proste pytanie: kiedy otrzymają pieniądze za te bilety? Tego już na ogłoszeniu nie było. Nie zamierzam zmieniać swoich sportowych futbolowych miłości, wielkim szacunkiem darzę też dumę Katalonii – Barcelonę, a zaistniała sytuacja z odwołanym meczem wielu ludziom spotkanym w sobotnie popołudnie pod gdańskim stadionem, pachnie polskim „futbolowym Amber Gold”! Czy to jest prawda? Ja tego w felietonie nie rozstrzygnę.

Ze sportowym pozdrowieniem Sławomir Wojtulewski