Gościom w niedzielnej konfrontacji wychodziło praktycznie wszystko. - Za nami dobry mecz, w którym w końcu byliśmy skuteczni pod bramką przeciwnika - podkreślił z zadowoleniem Sebastian Gierat, szkoleniowiec Borów, które gospodarzy "napoczęli" błyskawicznie.

Prowadzenie objęli już w 2. minucie po trójkowej akcji Grzegorza DurajaRafałem Durajem, który obsłużył prostopadłym podaniem Dawida Zonia, a ten pokonał Mateusza Piętkę w sytuacji sam na sam. W 10. minucie było już 2:0 - Grzegorz Szymik dośrodkował z rzutu rożnego na głowę Damiana Berka, jego strzał odbił się od poprzeczki, a piłka trafiła do Kacpra Mrowca, który po chwili cieszył się z bramki. Bory do przerwy tak podkręcały tempo, że prowadziły różnicą aż 4 goli. Z 20. metra z rzutu wolnego bramkę zdobył Szymik, a kolejną dołożył Robert Motyka. Gospodarzy stać było na stworzenie jednej sytuacji, ale strzał Dariusza Piwowarczyka nad poprzeczką przeniósł Sławomir Raczek.
 


W drugiej odsłonie kibice na stadionie w Złatnej również zobaczyli 4 gole. Swoją drugą bramkę w 52. minucie meczu zdobył Motyka i była to niejako rehabilitacja za „setki” zmarnowane tydzień wcześniej w starciu z Podhalanką. Jak się miało okazać honorowe trafienie dla gospodarzy po wejściu na boisko zaliczył Jakub Kotela. Młody zawodnik Muńcoła otrzymał podanie od Piwowarczyka i tzw. centrostrzałem zaskoczył golkipera Borów. W końcówce bramkę głową po wrzutce Adriana Duraja z rzutu rożnego zdobył wprowadzony na boisko Sławomir Sołtysik, a kropkę nad „i” postawił na minutę przed końcem Mateusz Hernas. Efektowne zwycięstwo było pierwszym triumfem Borów od wrześniowego meczu z Wisłą Strumień.

- Zagraliśmy jeden z najsłabszych meczów w rundzie. Nie mieliśmy nic do powiedzenia, Bory były od nas zdecydowanie lepsze, dobrze operowali piłką i zasłużenie wygrały. Nie pomogła nawet rozmowa w szatni w przerwie. W drugiej coś drgnęło, ale to wszystko było za mało - powiedział po meczu Szymon Kopiec, kierownik drużyny gospodarzy.