Mecz jasieniczan z Unią ułożył się według scenariusza odmiennego w porównaniu do tych poprzednich. Niezmienny był jednak efekt finalny i to w jaki sposób goście zostali przez rywala pozostawieni bez zdobyczy. - IV liga nie wybacza tak juniorskich błędów, jakie wciąż niestety popełniamy. Ich wyeliminowanie to absolutnie klucz, bo w przeciwnym razie punktów przybywać nam nie będzie - mówi niepocieszony Tomasz Wróbel, szkoleniowiec Drzewiarza.

Po raz pierwszy Marcin Kubina skapitulował w sobotnie popołudnie w 11. minucie. Po dośrodkowaniu z prawego skrzydła głową niepilnowany Dawid Migus zapewnił Unii prowadzenie. Drzewiarzowi nie udało się straty zniwelować, choć okazja ku temu była wyborna, gdy Jakub Waliczek z bliska głową uderzył obok słupka. Tuż przed przerwą humory w jasienickich szeregach jeszcze uległy pogorszeniu, defensorzy Drzewiarza zagapili się przy stałym fragmencie gry, a w gronie strzelców zaistniał Paweł Woniakowski.
 


Pozytywy pojawiły się dopiero po zmianie stron. Pierwszy to świetna postawa między słupkami Kubiny, który utrzymywał swój zespół "przy życiu". Drugi dołożyli w 67. minucie asystent Kacper Brachaczek i egzekutor Kamil Dokudowiec, dzięki czemu w ekipie z Jasienicy odżyły nadzieje na odwrócenie losów potyczki. - Wydawało się, że coś może się wydarzyć, bo trochę wigoru odzyskaliśmy - przyznaje trener Drzewiarza, który mógł tylko zwiesić głowę, gdy w 76. minucie Kacper Mazur stracił futbolówkę w środku pola, a piłkarze Unii w przewadze rozprowadzili akcję wraz z podwyższeniem rezultatu na 3:1. W końcówce za sprawą Migusa padła kolejna bramka, która była klasycznym dobiciem gości i ukoronowaniem ich kiepskiej dziś postawy.