SportoweBeskidy.pl: Emocjonowaliśmy się nie tak dawno PolSKIm Turniejem Pucharu Świata w skokach narciarskich, którego istotna część miała miejsce w naszym regionie. Jak impreza wypadła z pana perspektywy?

Jarosław Konior:
Pod względem organizacyjnym bardzo dobrze i takie też były powszechne opinie. Miałem okazję być zarówno w Wiśle i Szczyrku, jak również Zakopanem i wszędzie dało się odczuć fajną atmosferę sportowego święta. Publiczność dopisała i właściwie zabrakło tylko lepszych wyników naszych reprezentantów.

SportoweBeskidy.pl: To ciekawe, że mimo stosunkowo kiepskiego sezonu Polaków zainteresowanie konkursami Pucharu Świata wcale nie słabnie.

J.K.:
Polacy kochają skoki narciarskie i prawda jest taka, że wciąż to jeden z naszych sportów narodowych. I dobrze, że tak jest. Mamy fanów tej dyscypliny, a gorsze wyniki biało-czerwonych nie powodują mniejszego zainteresowania.

SportoweBeskidy.pl: Dyrektor Pucharu Świata Sandro Pertile stwierdził, że w kolejnym sezonie podobnego turnieju w Polsce nie będzie, bo plany są inne.

J.K.:
Wiem, że rozmowy będą prowadzone końcem sezonu i pewnie wiążące decyzje jeszcze nie zapadły. Wskazywano, że istotnym czynnikiem względem przyszłości zawodów w Szczyrku będzie frekwencja, a 4,5 tysiąca osób w środku tygodnia robi wrażenie. Świadczy to o tym, że nowe miejsca są potrzebne, do tego mniejszych rozmiarów skocznia, których za dużo w kalendarzu Pucharu Świata nie ma. Słyszałem, że Sandro Pertile mówił o pewnych ograniczeniach logistycznych w Szczyrku, ale biorąc wszystkie czynniki pod uwagę jest potencjał dla turnieju z podobną formułą w Polsce. Jako Polski Związek Narciarski chcielibyśmy, aby te lokalizacje pozostały w kalendarzu. Nawet, jeśli konkurs w Szczyrku ostatecznie do skutku nie doszedł. Z pogodą ciężko jest wygrać i nie ma się na nią wpływu. Najważniejsze jest zawsze bezpieczeństwo skoczków. Szkoda natomiast, że akurat zanosiło się na najlepsze w tym sezonie wyniki Polaków, bo do momentu przerwania rywalizacji plasowali się w ścisłej czołówce.

SportoweBeskidy.pl: Za nami weekendowe mistrzostwa świata w lotach narciarskich. Medalu z nich nasi skoczkowie nie przywieźli żadnego...

J.K.:
To prawda, ale widać przez pryzmat tych zawodów optymistyczny prognostyk. Piotr Żyła zajął 6. miejsce, ale nie będzie przesadą stwierdzenie, że liczył się w walce o medal. Dobrze wypadła też drużyna, szczególnie skoki Aleksandra Zniszczoła mogły się podobać. Gdyby nie dyskwalifikacja, to w ostatniej konkursowej serii Piotrek realnie walczyłby o podium z Andreasem Wellingerem z Niemiec, co mogło różnie się skończyć przy pełnej mobilizacji.

SportoweBeskidy.pl: Nie ulega jednak wątpliwości, że to sezon wyjątkowo słaby, bo w poprzednich latach zastanawialiśmy się ilu Polaków będzie w czołowej „10”, a teraz to bariera nie do pokonania.

J.K.:
Nie czarujmy się – to rzeczywiście najsłabszy sezon od kilku lat, bo brak Polaków w czołówce był czymś nie do pomyślenia. Nie jest to na szczęście sezon olimpijski, nie ma też mistrzostw poza tymi w lotach. Jeszcze trochę konkursów zostało i nawet, jeśli te najważniejsze, a więc Turniej Czterech Skoczni, PolSKI Turniej oraz wspomniany czempionat w Austrii, nie potoczyły się pomyślnie, to można na finiszu sezonu coś osiągnąć. To ważne, aby któryś z naszych reprezentantów wskoczył na podium. Nie wykluczałbym takiego scenariusza.

SportoweBeskidy.pl: Może jednak trzeba było zawczasu rozstać się z trenerem Thomasem Thurnbichlerem?

J.K.:
Nie jest to dobry moment na takie ruchy. Działanie pod wpływem emocji nie jest wskazane. Przyjdzie właściwa pora po sezonie, aby prezes Adam Małysz i zarząd usiedli ze sztabami trenerskimi i dokonali podsumowań. Będzie też czas na wnioski i konkretne decyzje. Dotyczy to zresztą nie tylko skoków narciarskich, bo również choćby w biegach mamy nad czym myśleć przy też trochę słabszym sezonie, aniżeli można było oczekiwać.

SportoweBeskidy.pl: Nie obawia się pan, że po odejściu Kamila Stocha, Dawida Kubackiego i Piotra Żyły – a tego pewnie trzeba się w niedalekiej przyszłości spodziewać – będziemy mieli ogromny problem?

J.K.:
Tu akurat jestem optymistą i sądzę, że ci, którzy będą wówczas musieli przejąć rolę liderów kadry podołają wyzwaniu. Gdy Małysz kończył karierę też nie brakowało proroków, którzy obwieszczali koniec polskich skoków. A tu nagle okazało się, że mamy kolejnych mistrzów. Olek Zniszczoł czy Paweł Wąsek radzą sobie coraz lepiej, są też inni skoczkowie, jak Jakub Wolny, Kacper Juroszek czy Tomasz Pilch. Trochę gorzej radzi sobie w tym sezonie Jan Habdas, ale to ubiegłoroczny medalista juniorskich mistrzostw świata, który debiutował już w zawodach rangi Pucharu Świata i jestem przekonany, że swoje umiejętności wkrótce będzie pokazywał w pełni. W naszej klasie II Liceum mamy Kacpra Tomasiaka, przygotowującego się do mistrzostw świata juniorów w Planicy, a nie tak dawno Kacper ze świetnej strony zaprezentował się w Światowych Igrzyskach Młodzieży. Na półmetku konkursu indywidualnego był na miejscu medalowym, a w zawodach drużyn mieszanych osiągnął najlepszy rezultat z wszystkich uczestników. O przyszłość polskich skoków byłbym spokojny.

SportoweBeskidy.pl: Wspomniany Kuba Wolny sprawił nie lada zamieszanie, gdy w Wiśle skrytykował w mediach sztab trenerski kadry B. Nie tylko z racji klubowej przynależności, ale i uczęszczania w przeszłości do SMS Sportów Zimowych w Buczkowicach zna pan Kubę bardzo dobrze. Nie wróży ta sytuacja niczego dobrego...

J.K.:
Znam Kubę i wiem, że solidnie realizował program szkoleniowy. Wyniki jednak w ślad za tym nie przychodziły i pojawiła się jakaś frustracja. Szkoda, że dał jej upust na forum publicznym, ale są to duże emocje i nie zawsze da się nad nimi zapanować. Zabrakło trochę w tym przypadku lepszej komunikacji i myślę, że Kuba ma tego świadomość.

SportoweBeskidy.pl: Szkołę w Buczkowicach odwiedził przy okazji Pucharu Świata w Szczyrku Martin Schmitt, którego starsi kibice kojarzą zapewne z zaciętej rywalizacji z Adamem Małyszem. Jak to spotkanie wypadło?

J.K.:
Sam byłem ciekaw, jak zostanie odebrane, bo kiedy Martin Schmitt wygrywał konkursy i zdobywał medale, naszych obecnych uczniów nie było przecież na świecie. Był to na pewno pożytecznie spędzony czas przez naszych zawodników. Martin zobaczył szkołę, oddał pierwszy skok na wózku od 10 lat, chętnie opowiadał o karierze, wspominał rywalizację z Adamem, mówił o diecie profesjonalnego sportowca. To skromny i miły człowiek, został więc bardzo dobrze przyjęty. Zresztą takie spotkania organizujemy, gdy tylko taka możliwość się pojawia. Gościliśmy w przeszłości w szkole wybitne postaci, by wspomnieć Adama Małysza, Tomasza Majewskiego, Andrzeja Bachledę czy Janusza Rokickiego. Dla uczniów to świetne wzorce, przykłady osób, które osiągnęły wielkie sukces.

SportoweBeskidy.pl: Szkoła rozpoczęła kolejny rok funkcjonowania. Jakie wyzwania przed wami?

J.K.:
Przede wszystkim budowa boiska sportowego przy szkole. Infrastruktura to absolutna podstawa do późniejszych sukcesów, bo umożliwia podnoszenie umiejętności. Widzimy to po hali, której otwarcia wraz z profesjonalnym zapleczem doczekaliśmy się przed kilku laty. Boisko z odpowiednią nawierzchnią bardzo się nam przyda. Potrzeby naszej szkoły domknęłoby już wówczas tylko stworzenie w pobliżu szkoły tras do narciarstwa biegowego, o których powstanie staramy się od lat.