- Spodziewaliśmy się trudnego meczu i taki on też był. Wygrana była nam jednak bardzo potrzeba i najważniejsze, że podnieśliśmy się po tym meczu w Tworkowie - mówi trener bialskiej Stali, Krzysztof Dybczyński. 

 

Sporo działo się w tym meczu. W początkowej fazie Błyskawica miała dobre okazje, aby objąć prowadzenie. W 1. minucie Bartłomieja Szołtysa zatrzymał Filip Dyduch, bramkarz BKS-u. Następnie wyborną próbę zmarnował Krzysztof Koczur po dograniu wzdłuż pola karnego. W 16. minucie kibice zobaczyli pierwsze trafienie - te padło łupem gości. Paweł Kozioł świetnie odebrał piłkę w środku pola, obsłużył podaniem Jakuba Loranca, a ten wpakował piłkę do siatki. W 33. minucie było już 2:0. Błąd przy otwarciu akcji Błyskawicy, przejęcie piłki przez Loranca, wyłożenie Kamilowi Hutyrze, który całość spuentował trafieniem. Gospodarze nie zamierzali jednak schować głowy w piasek. 120 sekund później Jakub Węglorz na gola zamienił wrzutkę z autu. 

 

Po przerwie BKS starał się kontrolować wynik meczu, szukając zagrożeń po kontratakach. Zespół z Białej taktykę musiał zmienić po 70. minucie. Wówczas to do remisu doprowadził Krzysztof Koczur po dośrodkowaniu z rzutu wolnego. Od tego momentu miał otwarty charakter. Obie ekipy miały swoje okazje, jednak konkret był po stronie BKS-u. W 86. minucie w polu karnym rywala faulowany był Kacper Marian, a z 11. metrów nie pomylił się Tomasz Janik i trzy punkty pojechały do Bielska-Białej. 

 

- Szkoda tego meczu. Punkt był w zasięgu ręki, ale gdy popełnia się takie błędy i nie trafia swoich okazji, to taki zespół jak BKS, o takiej jakości, to wykorzysta - przyznaje szkoleniowiec Błyskawicy, Krystian Papatanasiu.